Od paru miesięcy rozglądamy się wokół siebie, i widzimy świat zmieniający się w sposób, którego jeszcze niecały rok temu nie byli w stanie przewidzieć nawet scenarzyści filmów futurystycznych. Większość z rzeczy, które bezrefleksyjnie wydawały się oczywiste i pewne, nie jest takie samo, i co więcej, nie wiadomo kiedy, i czy w ogóle kiedykolwiek takie samo będzie.
Pandemiczna rzeczywistość zmusiła nas, brutalnie i błyskawicznie, do zbiorowego i indywidualnego wyjścia ze strefy komfortu. Od nowa musimy zdefiniować kluczowe dla naszego funkcjonowania pojęcia i role: pracownika, rodzica, partnera.
Zagina się czasoprzestrzeń, zacierając granicę pomiędzy tym co osobne, a co wspólne, między pracą a odpoczynkiem, zabawa a nauką, bliskością a oddaleniem.
Co w związku z tym od paru miesięcy czujemy?
Niepokój? Lęk? Irytację? Osamotnienie?
Media alarmistycznie donoszą o zbliżającej się, a może już obecnej drugiej fali epidemii. Czekają nas znowu różnego rodzaju ograniczenia i obostrzenia. Nie możemy zaplanować dłuższej podróży, inwestycji w firmie, ślubu, a nawet świąt z rodziną.
W tej nowej rzeczywistości społecznej, która dopiero się tworzy, i którą będziemy w stanie ogarnąć i zrozumieć dopiero za jakiś czas, staramy się chronić to, co dla każdego z nas najcenniejsze; zdrowie, poczucie bezpieczeństwa dzieci/ starszych rodziców, miejsce pracy/ stabilność finansową.
W tym katalogu rzeczy ważnych i pilnych, by o nie zadbać, często nie starcza nam już energii i zasobów, żeby pomyśleć o naszym związku. A on też się teraz, wraz z całą otaczającą nas rzeczywistością, zmienia. I, o ile to tylko możliwe, warto o niego w tym trudnym czasie zadbać szczególnie.
Wirus i wszystkie jego społeczne konsekwencje zmieniły naszą strukturę życia i funkcjonowania. Wiosną, niemal z dnia na dzień, większość naszych zobowiązań i aktywności zewnętrznych znikła – byliśmy dla siebie w związku dostępni prawie 24 godziny na dobę.
To spowodowało przede wszystkim urealnienie relacji. Trudno w takiej strukturze ustawicznej dostępności pilnować, żeby nie spadła nam maska, dusić w sobie irytację o podział obowiązków domowych czy udawać czułość w stosunku do partnera, jeśli jesteśmy zaangażowani uczuciowo w relację równoległą.
Większość relacji dobrze funkcjonuje dzięki temu, że partnerzy mają swoje schematy działań pozwalające na odreagowywanie trudnych emocji i „upuszczanie ciśnienia“ na zewnątrz związku.
Klientki w gabinecie często opowiadają, że gdy mają poczucie, że frustracja i pretensje do partnera osiągają poziom krytyczny, to żeby uniknąć wybuchu i konfrontacji wychodzą na wino z przyjaciółką, biorą kartę kredytową i ruszają na zakupy do centrum handlowego, wyjeżdżają na weekend ze znajomymi.
Przez parę wiosennych tygodni żadna z tych strategii pozwalających na odreagowanie na zewnątrz relacji nie była dostępna – nie było się za czym schować, do czego uciec, czym zasłonić. Wybuchaliśmy trudnymi emocjami z najmniejszego powodu, robiąc sobie w domu poligon działań wojennych.
Zderzyliśmy się z Realnym związkiem, i często było to dla nas zderzenie ze ścianą.
To trudne doświadczenie, którego większość z nas nie chce powtarzać.
Jak więc przygotować się na następny lockdown?
Dobrze by było, gdybyście odnaleźli w związku swoją przestrzeń między bliskością a oddaleniem.
Tu kluczowa jest dobra komunikacja, a w jej ramach mówienie wprost o swoich potrzebach związanych z pobyciem przez jakiś czas samemu; „mam ochotę poczytać sobie dziś popołudniu sama“, „potrzebuję na jakiś czas wyjść sam pobiegać“.
Nie dlatego że cię nie kocham albo nie lubię z Tobą spędzać czasu, po prostu dlatego, że czasami potrzebuję pobyć sama/ sam. I to nie jest nic przeciwko Tobie.
Musimy dać sobie przyzwolenie i prawo na różne struktury czasu – intensywny kontakt, wycofanie się z kontaktu, bycie samemu tak długo, jak długo ma się taką potrzebę. I dać sobie wzajemnie wyraźną (bez fochów i wchodzenia w rolę ofiary) zgodę na to, że ta potrzeba u drugiej osoby może wyglądać zupełnie inaczej niż u mnie. To, co dla jednego z nas jest wymarzonym scenariuszem na wszystkie kwarantannowe wieczory w domu – wspólne siedzienie na kanapie pod kocem z Netflixem, dla drugiego może być przepisem na koszmar, od którego będzie starał się kolejny wieczór z rzędu uciec, porządkując garaż.
I to jest ok.
W ogóle w tym szczególnym czasie spójrzmy uważnie na potrzeby swoje i potrzeby drugiej osoby. Bądźmy dla siebie nawzajem tolerancyjni i wyrozumiali. Dopatrujmy się pozytywnych intencji, nie traćmy energii na tropienie ewentualnych złośliwości czy małostkowych reakcji, nie róbmy dramatu z niewyniesionych śmieci.
Co nam to może dać?
Wzmocnienie związku. Ten dziwny czas zawieszenia w ogóle w moim poczuciu jest dobrym momentem, żeby przyjrzeć się swojej relacji i popracować nad jej jakością.
Będziemy przypuszczalnie mieli niedługo znowu w nadmiarze tego, do czego zawsze wzdychaliśmy : czas.
I czas ten możemy spożytkować na wzmocnienie związku; poznanie drugiej osoby taką, jaką jest naprawdę, a nie taką, jaką chcielibyśmy ją widzieć albo w jaką chcielibyśmy ją zmienić. Bo dobry związek jest autentyczny i realny, a niekoniecznie zawsze przyjemnyJ
Możemy więc wykorzystać ten dziwny czas np. na zmianę wzorców i stylów naszego kłócenia się. Pogadać o tym co w naszych kłótniach jest z naszych rodziców, a ile z naszych strachów z dzieciństwa, a ile z naszych niezrealizowanych marzeń i planów?
I nie, obalając powszechnie funkcjonujące mity – to nie kłótnie niszczą związek, ale pogarda, lekceważenie i obojętność. Kłóćmy się więc do woli, ale z empatią i zrozumieniem potrzeb drugiej osoby.
W wielu domach zarysował się na wiosnę konflikt na tle tego, jak realnym zagrożeniem dla nas konkretnie jest wirus i jakie działania w związku z tym powinniśmy/ nie powinniśmy podejmować.
Teraz ta kwestia powoli wraca.
Klientki w trakcie sesji on – line mówią często o braku zrozumienia ze strony partnera dla ich lęków i obaw, które manifestują się np. gromadzeniem wszelkiego rodzaju zapasów żywności i środków higieny. Ich działania są często lekceważone, lub nawet wzbudzają irytację jako nieadekwatne i nadmierne.
Jak więc rozmawiać, gdy jedno z nas się boi, a drugie nie? Najprościej – chcę cię zrozumieć, i poznać Twoją perspektywę, chcę żebyś posłuchał/ posłuchała mojej perspektywy. Może ona coś ci da, coś wniesie. Jest ok, kiedy się boisz, ale ja też jestem ok, że się nie boję. Wymieniamy się wtedy sposobami widzenia świata i dajemy sobie wzajemnie akceptację w rozmowie.
I na koniec – choć to może najistotniejsze – zadbajmy o intymność w związku. Nie tylko tą fizyczną, ale też emocjonalną. Mówmy o sobie i o nas, nie oceniając i nie wchodząc w rolę ratownika czy ofiary. Dawajmy sobie wzajemnie wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. To najsolidniejsza barka.
Na szczęście mamy 2- pokojowe mieszkanie, więc każdy idzie pracować zdalnie do siebie 🙂 Rano się dogadujemy, kto tego dnia nastawia pranie, opróżnia Roombę czy wynosi śmieci. Po 17-tej zamykamy laptopy, wyciszamy służbowe telefony i idziemy pobiegać lub robimy maraton filmowy przed tv.
Brzmi jak dobre bycie razem Pani Małgosiu:)