WIĘCEJ

    Stanisława Kociełowicz – wspomnienia – część II

    Warto przeczytać

    Polska360.org
    Polska360.org
    Polska360 jest miejscem, w którym będą wzmacniane pozycje środowisk polskich i polonijnych w kraju ich zamieszkania, poprzez prowadzone webinaria, szkolenia prowadzone przez ekspertów.

    Po zajęciu Wilna przez Armię Czerwoną (1944 rok) „Nika” nadal prowadzi konspiracyjną pracę instruktorską. W tym czasie organizowałyśmy zbiórki wspólnie z zastępem chłopców, dla bezpieczeństwa często zmieniając miejsce spotkań. Początkowo było to mieszkanie naszej koleżanki Grażyny, przy ulicy Dominikańskiej. Ojciec Grażyny był nauczycielem muzyki w Szkole Muzycznej przy ul. Wielkiej, co w pewnym stopniu odsuwało wszelkie podejrzenia (podobnie spotkania na plebanii i u sióstr zakonnych). Później zbieraliśmy się w terenie, w leśniczówkach, w domu moich rodziców, w Trokach, Jerozolimce, Kalwarii.

    W roku 1945 rozpoczęłam naukę w V Polskim Gimnazjum w Wilnie, przy ul. Ostrobramskiej. W 1947 r. połączono je z III Gimnazjum Męskim i przeniesiono na ulicę Antokolską. W 1950 r. moja klasa skończyła tu edukację. Otrzymaliśmy świadectwa dojrzałości i mieliśmy odtąd iść własnymi drogami. Okazało się, że łączy nas silna więź emocjonalna. Na balu maturalnym obiecaliśmy sobie, że co roku w ostatnią sobotę czerwca będziemy się spotykać na Placu Katedralnym, koło dzwonnicy o godzinie szesnastej czasu miejscowego. Obietnicy dotrzymaliśmy. W 2000 roku świętowaliśmy pięćdziesięciolecie naszych spotkań. Ich „duszą” i niestrudzonym organizatorem jest Janek Pakalnis, wspomagany przez innych, pozostających w Wilnie absolwentów naszej klasy. Między innymi są to Gienka Pietrusewicz, Zbyszek Rymarczyk, Olgierd Korzeniecki. Zawsze wtedy powraca wspomnienie Dnia Zadusznego 1947 roku.

    Dla wychowanków naszego gimnazjum Dzień Pamięci o Zmarłych stał się dniem pamięci narodowej i przyniósł dramatyczne następstwa. Tego dnia harcerze i niezrzeszeni uczniowie wyruszyli na cmentarze w Kolonii Wileńskiej i na Rossie, by złożyć symboliczne wiązanki i zapalić świece na grobach żołnierzy AK. Do krzyży przytwierdziliśmy biało-czerwone proporczyki. Zapłonęły lampki i spoczęły kwiaty na płycie grobu „Matka i serce Syna”. Hołd Marszałkowi wyraziliśmy zostawiając uroczyście przyniesioną żałobną szarfę z napisem „Ukochanemu Dziadkowi – młodzież V Polskiego Gimnazjum”. W kilka dni później NKWD aresztowało wielu uczniów, m. in. druhny Giesię Wołkowską i Jankę Worobiejównę z harcerskich zastępów konspiracyjnych. Śledztwo przeciągało się. Codziennie przychodziliśmy do szkoły z obawą, że znów kogoś spośród nas zabraknie. Ja także trafiłam na ulicę Ofiarną. Przesłuchiwał mnie enkawudzista, posługujący się – jak sobie przypominam – nazwiskiem Konaczyński. Nie przyznałam się do udziału w uroczystościach i przynależności do organizacji. Nie miałam jeszcze osiemnastu lat i na razie udało mi się uniknąć aresztowania. Do więzienia trafiła również, choć nieco później, bo w roku 1949, nasza drużynowa „Nika”. (…)

    Wojna się skończyła, ale życie nie powracało na swe dawne tory. Narastał – używając słów K. K. Baczyńskiego – „mroczny czas”. Mieszkańcom Wilna towarzyszyło uczucie niepokoju i niepewności jutra. Trwała intensywna repatriacja Polaków. Coraz częściej żegnaliśmy także druhny, opuszczające na zawsze ukochane miasto. Upamiętniałyśmy ostatnie razem spędzone chwile na pożegnalnych zdjęciach. Z Kolonii Wileńskiej wyjechała druhna Halina Dyakowska „Wojtek”. Przyrzekłam, że będę odwiedzać jej Rodziców.

    Staramy się, by, mimo wszystko, nie załamała się praca konspiracyjna ZHP: przyjmujemy do zastępów nowe koleżanki, zacieśniamy współpracę z zastępem chłopców z równoległej klasy V Gimnazjum.

    Nasze zadania są teraz trudniejsze i związane z większym ryzykiem. Wszystko, cokolwiek można zrobić dla prześladowanych przez NKWD żołnierzy AK, ma naprawdę duże znaczenie. Wielu akowców aresztowano i osadzono w więzieniach na Łukiszkach i na Ofiarnej. Transporty, wiozące ich na zesłanie, godzinami stały na stacji. Do zastępu dziewcząt należało nawiązywanie łączności z wywożonymi, przekazywanie paczek i wiadomości. Mieszkańcy Kolonii z narażeniem siebie i rodzin ratowali chłopców z AK. U pp. Dyakowskich, rodziców druhny Haliny, ukrywał się uciekinier z łagrów, żołnierz AK, Marian Michniewicz i wielu innych. U pp. Malawków, naszych najbliższych sąsiadów, znalazł schronienie akowiec ze Lwowa (nazywaliśmy go „Tajoj”).(…)

    Powierzono mi zadanie: zorganizowanie przerzutu Mariana do Grodna, do wskazanego punktu kontaktowego. Zadanie wykonałam. Okazało się, że mnie śledzono…

    * * *

    W roku 1950, po zdaniu matury zamierzałam studiować filologię polską, ale na Uniwersytecie Wileńskim nie było już wówczas tego kierunku. Dostałam skierowanie na Uniwersytet Moskiewski. Na polonistykę wybierała się także Teresa Skupiówna, nasza szkolna poetka. Egzamin wstępny zdawałyśmy indywidualnie. Zdałyśmy i zostałyśmy przyjęte na pierwszy rok studiów. Nowość, ciekawość, bogactwo wrażeń i planów na krótki czas wyzwoliły nas z obaw i wątpliwości. Toteż trochę mnie dziwiło, że rodzice nie w pełni podzielali moją radość. Sprawiali nawet wrażenie przygnębionych. Było to zrozumiałe: nigdy dotąd nie rozstawaliśmy się na tak długo, nigdy nie odjeżdżałam tak daleko. Tatuś nie mógł pogodzić się z tym, że będę wśród obcych. Nie cierpiał Sowietów, nie ufał im. Pamiętał, że przed wojną wysyłali do polskich fabryk „szpicli”, którzy buntowali robotników. Nie mógł wybaczyć ludziom, którzy uwierzyli „czerwonej zarazie”. A teraz jego ukochana córeczka, Stasieńka, wyjeżdża na studia do Moskwy.

    Po uroczystym rozpoczęciu roku akademickiego z „Gaudeamus” (wszyscy musieli nauczyć się na pamięć) zaczęła się studencka codzienność: wykłady, zajęcia w bibliotece, zaliczenia, egzaminy. Grupą Polaków z Wilna opiekował się student prawa Tolek Łukianow ze Smoleńska. W wolnym od zajęć czasie poznajemy Moskwę i jej place, zabytki, muzea, metro. Dużo czasu spędzamy w Galerii Tretiakowskiej. Zimą jeździmy na łyżwach i nartach, dyskutujemy, spotykamy się z Polakami z Polski.

    Mieszkam w akademiku na Stromynce, w jednym pokoju z Teresą Skupiówną. W lutym 1951 r. Teresa została aresztowana przez NKWD i skazana na pięć lat.(…)

    Zostały w akademiku, w naszym pokoju wiersze Teresy. Czytałam je w wolnych chwilach. Były rodzajem duchowej więzi z przyjaciółką, z której aresztowaniem nie mogłam się pogodzić. Cały mój świat rozpadł się – teraz dopiero słowa Tatusia o Sowietach docierały do mnie w całej swej prawdzie. Mijały miesiące. Ciepły powiew wiatru rozpraszał niepokój. Wiosenne słońce grzało coraz mocniej. Egzaminy i zaliczenia zmuszały do wytężonej pracy. 12 kwietnia, w czasie przerwy między wykładami, spacerowałam alejkami przed gmachem uniwersytetu na Machawoj. Kiedy podszedł do mnie jakiś student i upewnił się, że nazywam się Kowalewska, wiedziałam, że podzielę los Teni. Nie pomyliłam się… Samochodem „czornyj woron” przewieziono mnie do więzienia na Łubiance, słynnego ze swych trudnych do wytrzymania warunków.

    Na przesłuchania byłam wzywana przeważnie nocą. Wszystkie więźniarki musiały chodzić z rękami założonymi do tyłu: na przesłuchania, do umywalni i na spacer. W ciągu dnia nie wolno było leżeć. Raz dziennie wyprowadzano nas na spacer na podwórko, przypominające głęboką studnię. Szłyśmy „gęsiego”, nie widząc nic poza skrawkiem nieba. Lubiłyśmy jednak te przechadzki. Stanowiły odmianę, pozwalały odetchnąć świeżym powietrzem, poczuć dotyk wiatru, deszczu, promienia słonecznego, zobaczyć współwięźniarki.

    — koniec części drugiej —–

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Najnowsze

    Nieznana historia warszawskiej Pragi

    Praga należy do najciekawszych i najchętniej odwiedzanych przez turystów rejonów Warszawy. Ma swoją własną historię i tożsamość. Nie wszyscy...

    Zobacz także

    Skip to content