WIĘCEJ

    Co gryzie wolontariusza?

    Warto przeczytać

    Polska360.org
    Polska360.org
    Polska360 jest miejscem, w którym będą wzmacniane pozycje środowisk polskich i polonijnych w kraju ich zamieszkania, poprzez prowadzone webinaria, szkolenia prowadzone przez ekspertów.

    Bezinteresowna pomoc w imię ważnej społecznie idei czy darmowa siła robocza? Wstęp do kariery zawodowej i możliwość nawiązania kontaktów na przyszłość czy poświęcanie swojego wolnego czasu dla realizacji pasji za przysłowiowy uścisk dłoni prezesa? Swoimi niestandardowymi doświadczeniami w zakresie wolontariatu podzielili się z nami byli i wciąż aktywni wolontariusze.

    Od zera do bohatera

    Była sobota, siódma rano, gdy odebrałem telefon od spanikowanej koleżanki, organizującej event. Jesteś gotów, możesz przyjechać? Potrzebujemy pilnie pomocy. Wiedziała, że jestem wolontariuszem i potrafię działać nawet w takich okolicznościach. Szybko się ogarnąłem i w drogę – wspomina Gabriel. Jadąc na miejsce nie do końca wiedział, jakie będzie miał zadania. Okazało się, że będzie pracował w strefie jednego ze sponsorów maratonu.

    Ekipa, którą wybrano do obsługi i zapłacono niemałe stawki, nie pojawiła się na miejscu, więc organizatorzy musieli sięgać po ostatnią deskę ratunku. Wolontariuszy, którzy z reguły nie odmawiają pomocy i często muszą działać spontanicznie.

    Zostałem przydzielony do obsługi publiczności. Szybko wytłumaczono mi co mam robić, co mówić i w jaki sposób się zachowywać. Z każdą minutą nabierałem coraz więcej pewności i ostatecznie wszystko udało się dowieźć z bardzo dobrym rezultatem. Widzowie byli zachwyceni stoiskiem sponsora, a ja po raz kolejny poczułem dumę. To specyficzne, bardzo osobiste uczucie. Jednych motywują pieniądze, innych osiąganie celów niematerialnych. Należę do tych drugich i swojego dopiąłem. Pomimo presji czasowej przyczyniłem się do uratowania eventu – kontynuuje. Po ośmiogodzinnej pracy Gabriel poszedł się pożegnać i podziękować. Wtedy z pretensjami rzucili się na niego inni organizatorzy tego stoiska, zapewne nie podejrzewając, że pracuje jako wolontariusz i nie odpowiada za sprzątanie. Grzecznie podziękował i poszedł, narażając się dodatkowo na niewybredne epitety. Zdążył już zapomnieć o tym niemiłym zdarzeniu, gdy po miesiącu odebrał telefon z przeprosinami i zaproszeniem na spotkanie do szefa agencji, odpowiedzialnej za pracę dla tego sponsora. – Uznałem, że pójdę, choć nie miałem na to wielkiej ochoty. Na miejscu wręczono mi prezent i zaproponowano… pracę – śmieje się nasz rozmówca.

    Okazało się, że koleżanka Gabriela opisała prezesowi, jaka „nagroda” spotkała go za zaangażowanie i poświęcony czas. Prezesowi spodobała się taka postawa, że bez większej analizy kompetencji stwierdził, iż przyda mu się człowiek gotowy do takich poświęceń. Był przekonany, że mentalność jest ważniejsza niż aktualny poziom wyszkolenia zawodowego. To da się nadrobić, a charakter zmienić dużo trudniej. Kilka chwil później na spotkaniu pojawiła się ekipa, która żegnała mnie po evencie. – Zupełnie tego nie oczekiwałem, ale trochę połechtało ego. Prezes postawił mnie tym dżentelmenom jako wzór i poinformował, że dołączam do ich zespołu. Dziś wciąż pracuję w tej agencji, ale nie zapomniałem o wolontariacie. Bardzo dużo mu zawdzięczam. Tamto zdarzenie przekonało mnie, że gdyby nie on, nie byłbym tu, gdzie jestem teraz. A moi ówcześni „koledzy” są dziś w zespole, którym ja zarządzam – kończy dumnie nasz rozmówca.  

    Naciąganie wolontariusza

    Motywacja. To chyba jedno z ważniejszych słów w słowniku wolontariusza. Są różne sposoby spędzania wolnego czasu: jedni wybierają relaks, inni dodatkowy zarobek, jeszcze inni poświęcają się rodzinie lub realizacji swoich pasji. To właśnie ta ostatnia kwestia była przyczynkiem do rozpoczęcia pracy wolontariusza przez Kasię. – Od zawsze czułam w sobie powołanie pedagogiczne. Lubię dzieci, pracę z nimi oraz obserwowanie jak się uczą i poznają świat. Mam wtedy świadomość, że na swój sposób robię coś wielkiego. Kształtuję ich światopogląd od najmłodszych lat – mówi nasza rozmówczyni. Na piątym roku studiów, kiedy zaliczyła już niemal wszystkie egzaminy i miała więcej wolnego czasu, postanowiła jakoś efektywnie go zagospodarować. Pochodzi z dość zamożnej rodziny, pomagającej jej w utrzymaniu, nie musiała więc martwić się o zdobycie środków na bieżące potrzeby. Mogła zrobić coś dla ludzi, zdobyć doświadczenie i postanowiła z tego skorzystać. Kiedy znalazła ogłoszenie przedszkola niepublicznego, szukającego wolontariusza-praktykanta do pracy z dziećmi stwierdziła, że to jest to.

    Szybko okazało się jednak, że coś tu nie gra. – Choć mój pracodawca, a w zasadzie zleceniodawca, poszukiwał wolontariusza, szybko okazało się, że nie ma pojęcia, czym jest wolontariat. Zależało mu na znalezieniu osoby, która po prostu będzie pracowała za darmo – mówi bez ogródek.Kasi przedstawiono ambitną wizję, która pokrywała się z jej oczekiwaniami. Otrzymała możliwość rozwoju zawodowego, pracując z dziećmi u boku bardziej doświadczonego pedagoga. Ta „idylla” trwała niespełna miesiąc. – Gdy zorientowano się, że jestem chętna do pomocy i rzadko odmawiam, zaczęto wrzucać mi inne zadania. Zrób kawę, wypełnij dokumenty, zamów kuriera. Krótko mówiąc bezwzględnie wykorzystywać, a pracy z dziećmi było coraz mniej – kontynuuje. W końcu powiedziała dość. Spotkanie z panią dyrektor nie należało do przyjemnych. Pomimo wrodzonej skromności, wykazała asertywność i wytłumaczyła przełożonej czym jest wolontariat.

    No właśnie, czym dla Kasi jest wolontariat? – Jest to oczywiście niesienie pomocy potrzebującym, ale nie w rozumieniu pani dyrektor, która za potrzebującą uznawała siebie i swój biznes. Beneficjentem moich działań były dzieci. To one potrzebowały mnie na tym etapie i w tym miejscu, a ja potrzebowałam ich, aby się uczyć. Wolontariat to nie tylko bezinteresowna praca na rzecz kogoś. To przede wszystkim działanie, które przynosi wolontariuszowi ogrom satysfakcji i poczucie, że dał innym część siebie, realizując ważną misję – kończy i deklaruje, że nawet jak założy rodzinę i rozpocznie pracę zawodową, to nie zrezygnuje z wolontariatu, bo po prostu go kocha.

    American dream

    – Mam wrażenie, że w Polsce nie do końca rozumiemy jeszcze ideę wolontariatu – mówi Maciek, który mieszkając w USA miał okazję przyjrzeć się temu bliżej. Mówiąc szczerze, praca po godzinach na rzecz innych nie interesowała go za bardzo, ale został do niej de facto „zmuszony” i dziś za to dziękuje. – W Stanach istnieje pojęcie wolontariatu pracowniczego, który jest bardzo ważny dla PR-u korporacji i realizacji misji społecznej odpowiedzialności biznesu. Pracowałem w dużej firmie, produkującej odzież. Raz na trzy miesiące byliśmy zobligowani do tego, aby przedstawić jakiś pomysł na aktywizację społeczności lokalnej, a później wcielić go w życie. Ważne było, aby realnie pomagać – mówi. Sąsiadem Maćka był starszy mężczyzna, któremu często robił zakupy, nie zdając sobie sprawy, że już wykonuje zadania wolontariackie. – Ten pan często mówił, że brakuje mu styczności z ludźmi w swoim wieku, wymiany poglądów i okazji do zrobienia czegoś razem. Wymyśliłem więc, że zintegruję to środowisko tak, by czuło się potrzebne, miało poczucie działania we wspólnocie i okazję do realizacji celu – kontynuuje.

    Maciek miał świadomość, że musi to być coś, co nie obciąży fizycznie starszych osób, a pozwoli wykorzystać ich kreatywność i doświadczenie. W jego dzielnicy stał stary, opuszczony dom. Namówił więc swojego szefa, aby uczynić go miejscem spotkań dla seniorów. Ale żeby to seniorzy przygotowali koncepcję i wdrożyli ją przy wsparciu innych, młodszych wolontariuszy. Co ciekawe, seniorzy nie zamknęli się na swoje grono. Zaproponowali ideę otwartego miejsca integracji dla wszystkich chętnych w różnym wieku.

    Przy zaangażowaniu środków firmowych odremontowano dom. Seniorzy, poruszający się na wózkach otrzymywali łatwiejsze zadania np. pomalowania stołu, inni urządzali wnętrza, przynosząc swoje prywatne rzeczy. Po dwóch miesiącach powstała sala do gry w bingo, miejsce do ćwiczeń gimnastycznych, biblioteka, czytelnia i jeszcze parę innych.  – To był niesamowity widok, jak to miejsce wracało do życia. Prosty pomysł dał dużo radości innym. Działając wolontariacko uczyniłem wolontariuszami starszych ludzi, którzy potrzebowali zajęcia. Oczywiście, nie byłoby tego gdyby nie środki naszej firmy, ale dużo ważniejsze było zaangażowanie ludzkie. Wolontariat nie ma żadnych granic ani limitów. Dzięki niemu prawie wszystko jest możliwe. Nawet to, że pomimo początkowej niechęci, dziś nie wyobrażam sobie życia bez wolontariackiej idei – kończy z uśmiechem.

    Marcin Pawul

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Najnowsze

    Nieznana historia warszawskiej Pragi

    Praga należy do najciekawszych i najchętniej odwiedzanych przez turystów rejonów Warszawy. Ma swoją własną historię i tożsamość. Nie wszyscy...

    Zobacz także

    Skip to content