WIĘCEJ

    Misja Victoria

    Warto przeczytać

    W 2016 r. trójka pasjonatów i polskich emigrantów w Anglii, zrealizowała swoje marzenie i założyła klub. Ich piłkarska córka  – Victoria Londyn skończyła  niedawno 5 lat. Czy udało się zrealizować zaplanowane na początku cele sportowe i społecznościowe? Jakie barwy wybiorą chłopcy z polskich rodzin wychowani w innym kraju? Jak bardzo sport zbliża na obczyźnie?

    Rozmawiamy z Jakubem Malczukiem, zawodnikiem i działaczem PFC Victorii.   

    Zacznijmy stricte od sportu. Jak Wam się wiedzie?

    W dwa lata po założeniu drużyny wygraliśmy swoje rozgrywki. W trzecim roku zdobyliśmy puchar Ligi. Oczywiście mówimy o niskim, amatorskim poziomie, ale dla nas ma to dużą wartość. Później plany pokrzyżowała wszystkim pandemia. Zaczynaliśmy dobrze, a nagle wszystko odwoływano i uniemożliwiano nam grę oraz treningi. W czwartym sezonie zagraliśmy tylko 5 meczów. To destabilizowało plany. Ale w sumie nie to było najważniejsze.

    A co było ważniejsze ?

    Od samego początku chcieliśmy integrować się wokół sportu. Skupić chłopaków pracujących w Londynie lub okolicach i zapewnić im jak najlepsze warunki do treningu. A przy tym pielęgnować polskość, tradycje, obyczaje. Chcieliśmy stworzyć taką typowo polską szatnię. Z przyjaźniami, szyderką i z disco polo. Ważne było być po prostu ze sobą i rozmawiać w naszym języku, a przy tym grać w piłkę, ruszać się. Wszystkim pomagało to w trudnych chwilach na emigracji. A przez klub przewinęło się i wciąż przewijają się piłkarze grający na poziomie centralnym w Polsce. Kilka znanych nazwisk. Jak wielu z nas, losy rzuciły ich do pracy za granicę, a że ciągnie wilka do lasu – trafiają do klubu.

    O nazwiskach rozmawiać nie będziemy, ale chyba nie stworzyliście klubu-enklawy tylko dla Polaków?

    Nie, absolutnie. Mamy polski rodowód i tak będzie zawsze, ale jesteśmy otwarci na wszystkich. Na emigracji różnice narodowościowe się zacierają. Mieliśmy w drużynie kilku chłopaków z innych krajów, a obecnie naszym rodzynkiem jest Afgańczyk i bardzo się lubimy. Uczymy się od siebie. Kultur, zwyczajów, tradycji. I jest to bardzo fajne.

    Jak trenujecie?

    Przeważnie dwa razy w tygodniu po 18.00, a później mecz w weekend. Pamiętajmy, że sport jest ważnym, ale jednak tylko dodatkiem do życia. Wszyscy nasi piłkarze normalnie pracują. Co ciekawe jesteśmy zżyci nie tylko na boisku, ale również poza nim. Pracujemy w firmie budowlanej jednego z naszych właścicieli i założycieli klubu. Tworzymy tam mniejsze drużyny, ale żeby były dobre efekty, zgranie w pracy jest równie ważne co na murawie.

    Jak duża jest Wasza społeczność?

    Jeśli chodzi o zawodników to w kadrze jest obecnie 40. Mecz jest okazją do spotkania naszych rodzin oraz kibiców. Nie oszukujmy się – możliwość wyboru spotkań piłkarskich na najwyższym poziomie w Londynie i w okolicach jest po prostu kosmicznie wielka. Nie przyciągamy setek fanów na trybuny. To święto dla nas i naszych bliskich. Szacuje się jednak, że w Anglii mieszka już milion Polaków, więc potencjał do zagospodarowania mamy spory. Dobrym wyznacznikiem zainteresowania naszym klubem jest Facebook, dzięki któremu mamy kontakt z kibicami. Tutaj skupiamy prawie 6 tysięcy osób. W większość Polaków na emigracji.

    W Anglii dorasta pokolenie pierwszej, dużej fali emigracji wychowanej już na Wyspach.

    Tak, rzeczywiście. Już niedługo trenerzy naszych reprezentacji młodzieżowych będą mieli z czego wybierać. W akademiach klubów profesjonalnych jest wielu chłopaków wychowanych w typowo polskich rodzinach, ale szkolonych już wedle tutejszego systemu i trenerów. I u nas mamy kilku młodych zawodników. Co ciekawe między sobą porozumiewają się po angielsku, ale wszyscy bardzo dobrze mówią po polsku i ze starszyzną rozmawiają już w naszym języku . Rodzice dbają, by nie tracili kontaktu z językiem i naszymi tradycjami, ale wiadomo jak jest. Wychowywali się, uczyli już w brytyjskim środowisku, więc siłą rzeczy łatwiej im komunikować się w tym języku.

    Ale za chwilę Ci najlepsi staną przed dylematem. Grać z Orzełkiem na piersi czy reprezentować drugą ojczyznę.

    To znak czasu i indywidualna decyzja każdego z nich. Oczywiście rodzice mogą coś sugerować, rekomendować, ale według mnie powinna być to indywidualna decyzja i nie będziemy mogli mieć pretensji, jeśli wybiorą grę dla Anglii.

    Gracie w lidze, w której skupione są drużyny angielskie, ale również inne ekipy stworzone na wzór Waszej, czyli emigrantów z innych krajów. Czy na boisku nie dochodzi przez to do nieporozumień, wypominania kraju pochodzenia lub obrażania na tym tle?

    Ci, którzy grali w piłkę wiedzą, że na boisku w przypływie emocji mówi się różne rzeczy. Niekoniecznie mądre i kulturalne. Najważniejsze jednak, że po meczu przybijamy piątki i dziękujemy sobie za grę. Ostatnio graliśmy z drużyną w 100% angielską. Na boisku leciały iskry, a po meczu wszyscy z przyjemnością wypiliśmy piwo i pogadaliśmy o różnych sprawach. Sport integruje różne narody i kultury.

    Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?

    Bardzo ambitne. Oczywiście chcemy poprawiać się sportowo, awansować, budować coraz lepszy zespół, szkolić i wychowywać młodzież. Chcemy również wciąż dbać o naszą społeczną misję. Nigdy nie zapomnimy miejsca pochodzenia. Rozwijamy się na różnych polach. Jeden z naszych właścicieli buduje właśnie ośrodek sportowy w jednej z dzielnic Londynu. To jego oczko w głowie. To będzie ewenement, że klub z niższej ligi będzie dysponował swoimi boiskami, stadionem i halą do siatkówki czy koszykówki. Dzięki temu nasze perspektywy są naprawdę dobre i pozwolą zrobić dużo dobrego dla lokalnej społeczności.

    A za czym związanym z Polską najbardziej tęsknisz na emigracji?

    Oczywiście za rodziną. Może dlatego jesteśmy tutaj w PFC tak blisko siebie, bo jesteśmy dla siebie jak rodzina.

    Rozmawiał: Marcin Pawul

    źródło zdjęć : Fot. PFC Victoria Londyn

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Najnowsze

    Nieznana historia warszawskiej Pragi

    Praga należy do najciekawszych i najchętniej odwiedzanych przez turystów rejonów Warszawy. Ma swoją własną historię i tożsamość. Nie wszyscy...

    Zobacz także

    Skip to content