Jedni pod osłoną nocy w trakcie zgrupowań sportowych, inni kajakiem przez morze lub ukryci pod ciężarówką. Artyści, sportowcy, zwykli obywatele. Z PRL uciekali w poszukiwaniu lepszego życia, chcąc wykorzystywać swój talent i kwalifikacje. W miejscu, które zapewni normalność i da ciekawsze perspektywy na jutro niż Polska tamtych czasów. Poznajmy historie sportowych „dezerterów”.
Kryształ za dżinsy
W szarej rzeczywistości lat 80-tych ubiegłego wieku, gdzie towarem deficytowym było wszystko, sportowcom żyło się całkiem nieźle. Kluby, których patronami były fabryki, huty, kopalnie czy reżimowe resorty dbały o najlepszych, zapewniając niezłe pensje. W tamtej rzeczywistości na niewiele się one zdawały, więc nasi atleci chętniej niż w kierunku gotówki patrzyli na pralki, telewizory, meble czy po prostu mięso. W porównaniu ze sportowcami zagranicznymi na podobnym poziomie zarabiali grosze, zdając sobie sprawę, że aby zapewnić sobie lepszy byt – muszą kombinować. Handel wymienny był zatem na porządku dziennym. Każdy wyjazd na zgrupowanie zagraniczne stanowił pretekst do zarobku w dewizach. Bywało i tak, że zamiast szukać odpowiedniej formy sportowej, reprezentanci Polski w różnych dyscyplinach, zastanawiali się jak przechytrzyć celników i wywieźć z Kraju towary, które później upłynniali na bazarach. Spore wzięcie na Zachodzie miały zwłaszcza rodzime kryształy. W zamian za to ochoczo kupowano m.in. dżinsy, które wtedy były krzykiem mody i osiągały astronomiczne ceny. Legalny wyjazd na kontrakt zagraniczny był w tej epoce bardzo rzadki i wymagał akceptacji aparatu państwowego. Jeśli już wyrażono zgodę, walutę uzyskaną z transakcji dzielono między partyjnych dygnitarzy. Nic dziwnego, że budziło to sprzeciw. Dla najbardziej zdeterminowanych jedynym wyjściem był zakazany odwrót i prośba o azyl. Takiej drogi nie musiał przechodzić Zbigniew Boniek, którego transfer do Włoch przeprowadzono oficjalnie i za zgodą władz. Rekordowa suma za sprzedaż piłkarza rozpłynęła się jednak w powietrzu, a jego macierzysty klub z kwoty oscylującej wokół 1,8 milionów dolarów, otrzymał okruchy z pańskiego stołu.
RFN – ziemia obiecana
Jedną z najbardziej pamiętnych ucieczek naszego sportowca była ta z udziałem Andrzeja Rudego. Piłkarza, reprezentanta Polski i jednego z największych talentów tamtych czasów. Rudy wykorzystał fakt, że reprezentacja złożona z najlepszych polskich ligowców dostała zaproszenie do słonecznej Italii. W dniu meczu, gdy zawodnika zabrakło na boisku i ławce rezerwowych, komentatorzy i kibice przed telewizorami podejrzewali, że doznał kontuzji. Tymczasem był on już w drodze do RFN, która stanowiła cel jego rejterady. O planach Rudego nie wiedzieli nawet koledzy z drużyny. Gdy zabrakło go na śniadaniu, zaczęto domyślać się, o co chodzi. Uruchomiono też poszukiwania, ale na nic się one nie zdały. Po kilku dniach piłkarz odnalazł się w zachodniej części Niemiec. Od razu został zawieszony w prawach zawodnika, ale rychły schyłek systemu sprawił, że mógł kontynuować karierę. Całkiem udaną zresztą. Po jakimś czasie wrócił nawet do reprezentacji Polski, ale nie mógł zintegrować się z zespołem. Zawsze chadzał swoimi ścieżkami i nie czuł emocjonalnego związku z Ojczyzną.
W tym samym 1988 roku, ze zgrupowania sportowego w RFN nie powrócił Dariusz Michalczewski – obiecujący pięściarz i mistrz Polski juniorów, pochodzący z Gdańska. Pod osłoną nocy zabrał torbę ze sprzętem, wymknął się z hotelu i tyle go widziano. Jakiś czas później uzyskał niemieckie obywatelstwo i pod flagą naszych sąsiadów oraz słuchając ich hymnu zdobywał seryjnie tytuły Mistrza Świata. Dopiero na zakończenie kariery, długo po zmianach politycznych i ustrojowych, zdecydował się walczyć dla Ojczyzny, w której przyszedł na świat. Dziś deklaruje, że gdyby nie ta decyzja popadłby w przeciętność lub zszedł na złą drogę. Ucieczka do lepszego świata otworzyła wrota do wielkiej kariery i pieniędzy.
Kierunek niemiecki – choć nieco wcześniej – obrał również Władysław Kozakiewicz. Jeden z najlepszych tyczkarzy w historii tego sportu w Polsce i autor pamiętnego gestu z Igrzysk Olimpijskich w Moskwie. Był on adresowany do władz sowieckich, a wyrażał dezaprobatę dla ich działań i mieszanie się w polskie sprawy. Spotkały go po powrocie do Kraju szykany. Zniechęcony takim obrotem sprawy, uciekł za granicę i również przez kilka lat reprezentował barwy Republiki Federalnej Niemiec.
Przechytrzyć system
To właśnie Niemcy były najpopularniejszym kierunkiem sportowych ucieczek, a we wspomnianym 1988 r. działo się jeszcze więcej. Z obozu reprezentacji olimpijskiej w Danii zniknął napastnik Marek Leśniak, który później odnalazł się w Leverkusen.
Niemcy wybrały również reprezentantki Polski w piłce ręcznej: Ewa Adamska, Krystyna Korzeczek, Dorota Kozielska i Barbara Krefft. W drodze na turniej w Holandii wymknęły się niezauważone podczas postoju na toaletę.
Inne destynacje również cieszyły się zainteresowaniem. Pod koniec lat 50-tych z zawodów w Anglii nie powrócił do Polski żużlowiec Tadeusz Teodorowicz. Na pozostanie w USA zdecydował się kolarz Andrzej Mierzejewski, jeszcze inni wybierali Francję lub Skandynawię. Każdy przypadek wymagał odrębnego i sprytnego planu.
Władze PRL nauczone doświadczeniami niemal zawsze wysyłały ze sportowcami swojego przedstawiciela, który odpowiadał za pilnowanie ekipy przed nierozsądnymi pomysłami. Przed wyjazdem dbano również o to, aby szczegółowo prześwietlić rodziny sportowców. Był to najlepszy straszak dla potencjalnych uciekinierów. Rodziny tych, którzy mimo wszystko zbiegli, spotykały się później z wieloma życiowymi problemami. Były inwigilowane i prześladowane, co odbijało się na zdrowiu i formie sportowców. Życie na obczyźnie nie zawsze było usłane różami. Dla jednych stanowiły bilet do wielkich karier, innym zniszczyło życie. Niektórzy zostali na emigracji na stałe, wtapiając się w realia nowego miejsca zamieszkania i stopniowo zapominając o Ojczyźnie. Inni decydowali się na powrót. Wszystkich jednak łączyła chęć lepszego życia, a gdy udało się skontaktować z rodziną w Polsce, słyszeli pamiętne i wzruszające słowa z tytułowego filmu, odzwierciedlające ówczesne realia: nie wracajcie tu nigdy…
Tekst: Marcin Pawul