WIĘCEJ

    Futbol musi być również zabawą. Pozytywnie o piłce z Maciejem Makuszewskim

    Warto przeczytać

    Łukasz Budzyński
    Łukasz Budzyński
    Od 20 lat związany z rynkiem sportowym w Polsce jako agent piłkarski FIFA, organizator imprez sportowych i specjalista od marketingu sportowego. Pracował przy organizacji takich wydarzeń sportowych jak: igrzyska olimpijskie, mistrzostwa Europy w koszykówce mężczyzn, puchar świata w skokach narciarskich, mistrzostwa świata w podnoszeniu ciężarów, mistrzostwa świata shortracku czy puchar świata w judo. Zarządzał projektami sponsoringowymi i marketingowymi wielu polskich i międzynarodowych firm oraz organizacji sportowych. Obsługiwał projekty sponsorów Mistrzostw Świata w piłce nożnej (2006) oraz Mistrzostw Europy w piłce nożnej (2008 i 2012). W latach 2008-2014 jako licencjonowany menadżer FIFA reprezentował interesy kilkunastu zawodników grających w polskiej Ekstraklasie oraz za granicą. Obecnie prowadzi własna działalność gospodarczą w obszarze edukacji sportowej.

    O pomaganiu młodym piłkarzom, o polskości poza granicami kraju oraz wspieraniu sportowych talentów, rozmawialiśmy z Maciejem Makuszewskim, piłkarzem, reprezentantem Polski, który występował zarówno w czołowych polskich klubach jak i w Rosji oraz Portugalii, przyjacielem i ambasadorem projektu Polska360.org rozmawia Łukasz Budzyński.

    Jaka jest pierwsza rzecz, którą powiedziałbyś dziecku zanim wejdzie na swój pierwszy trening piłkarski w życiu?

    Mam to już za sobą. Prowadząc swoją akademię piłkarską często rozmawiam z dzieciakami. Zanim „kopną” piłkę mówię im, żeby cieszyli się grą i obecnością w grupie. Futbol musi być również zabawą, a dzięki rozwojowi w piłce, można rozwinąć się również w wielu innych dziedzinach. Często, przywołując własną historię, mówię o przełamywaniu barier i lęku przed podjęciem rywalizacji. Wszystko zależy od wieku i nastawienia dziecka.

    A jaka jest rola trenera w procesie edukacji piłkarskiej najmłodszych?

    To czy dzieci będą grały w piłkę zależy praktycznie tylko od nich. Trenerzy muszą im podać rękę, pokazać drogę, ale pod żadnym pozorem nie mogą sterować dzieckiem, a tylko stymulować jego rozwój. Jako trenerzy musimy dać możliwość popełniania błędów i pozwalać wyciągać z nich wnioski. To według mnie najlepsza postawa trenera. Miło, jeśli trener poza elementami edukacyjnymi, stara się, aby dzieci więcej się uśmiechały, a piłka, była póki co, zabawą i odskocznią od codzienności.

    Czy wraz z rozwojem polskiej piłki –  infrastruktury, klubów, akademii – dzieciom jest teraz łatwiej?

    I tak i nie. Są możliwości, dostępność sprzętu, coraz lepsza infrastruktura. Rodzice są coraz bardziej zaangażowani, chociażby dowożąc dzieci (a nawet młodzież) na treningi, co w moich czasach było nie do pomyślenia. Jednak przez to, presja jest dużo większa. Każdy, inwestując czas i pieniądze, chce żeby dziecko grało na określonym poziomie. Kiedyś piłka była sportem praktycznie darmowym, dziś rozwój młodego zawodnika idzie w tysiące złotych miesięcznie.

    Trudniej jest też utrzymać motywację dziecka do uprawianie sportu. Jest dużo pokus: smartfony, tablety, konsole. To wszytko odciąga od sportu. Nie możemy tego jednak zabraniać/zabierać, tylko uczyć i wspierać, jak świadomie i mądrze, z tych pokus korzystać. Często też, jako dorośli, ze sportu dzieci robimy swój sport, zbytnio ingerując w warstwy zarezerwowane dla trenerów, sędziów czy innych specjalistów. Nie zabierajmy tego dzieciakom – to ich świat i ich „zabawa”, nie wyręczajmy – wspierajmy.

    Dzięki prowadzonej przez Ciebie w rodzinnym mieście Fundacji „Wszystko dla dzieci” ma im być łatwiej?

    Chciałbym, oczywiście. Po to ona powstała. W moim rodzinnym Szczuczynie, małej miejscowości położonej w województwie podlaskim, nie ma takich możliwości jak w Warszawie czy Białymstoku. Nie łudzę się, że zbuduję tam dużą piłkę, czy wysoki poziom sportowy, ale wychodzę z założenia, że sport uczy wielu rzeczy. Być może moi podopieczni nie będą piłkarzami, ale dzięki udziałowi w tym projekcie będą mieli możliwość wzięcia udziału w dużych wydarzeniach poza miejscem zamieszkania: turniejach piłkarskich, eventach, meczach Ekstraklasy czy reprezentacji Polski. To ich trochę otwiera na życie. Chciałbym, żeby nie odczuwali, że skoro są z mniejszej miejscowości, są w czymkolwiek gorsi od swoich rówieśników z dużych miast. Moja Fundacja to chyba chęć, pewnego rodzaju, wyrównywania szans wśród najmłodszych.

    Rozmawiając o sporcie, nie sposób uniknąć tematu kontuzji. Ty jesteś po praktycznie najcięższej dla piłkarza kontuzji, która, gdy grałeś w Reprezentacji Polski, nie pozwoliła Ci  wziąć udział w Mistrzostwach Świata. Jak sobie z tym poradziłeś?

    Łatwo nie było, ale od samego początku zdawałem sobie sprawę, że nawet wokół mnie, są ludzie, którzy mają prawdziwe problemy, przy których moja kontuzja nie jest końcem świata. Moją receptą zawsze była praca i pozytywne nastawienie. Już w kilka godzin po operacji rozpocząłem walkę, walkę nie tylko o powrót na boisko, ale o wyjazd na Mistrzostwa Świata. To co innym zajmuje 6-10 miesięcy, ja osiągnąłem w 4. Wróciłem na boisko, jak najlepiej przygotowywałem się do mundialu… Finalnie trener mnie do kadry nie powołał. To była jego decyzja, ja ją szanuję, ale będę już do końca żył z przekonaniem, że zrobiłem wszystko, żeby wtedy wrócić na reprezentacyjny poziom. Takie rzeczy budują. Taki mam charakter i chyba dzięki temu jest mi z tym łatwiej.

    Maciek, jeszcze przed kontuzją, grałeś w klubach zagranicznych w Rosji i w Portugalii. Czytając wywiady z polskimi piłkarzami grającymi za granicą, nieraz rzucały się w oczy stwierdzenia, że Polacy, delikatnie rzecz biorąc, nie są tam obiektywnie traktowani?

    Ja tego nie odczułem. Grając w Portugalii i Rosji, zawsze starałem się być ambasadorem polskości, a nikt nigdy, zarówno z moich klubowych kolegów,  jak i trenerów czy przełożonych, nie miał z tym jakiegokolwiek problemu. Zawsze starałem się szybko przyswoić język, a dodatkowo, w Rosji, w zespole miałem dwóch Polaków, którzy bardzo mi na początku pomagali – to też łamie niektóre stereotypy 😉

    Wracając do sympatii, grałem w Tereku Grozny, czyli klubie czeczeńskim rywalizującym w lidze rosyjskiej. Nie jeden raz spotykałem się z większymi wyrazami sympatii niż grający tam Rosjanie. W Portugalii również nie miałem jakichkolwiek problemów. Szybko zostałem zaakceptowany przez zespół. Po latach, mogę powiedzieć, że bardzo mnie to cieszy, że w świecie piłkarskim, który miałem okazję zwiedzić, jako nacja jesteśmy tak dobrze odbierani. Tym bardziej, że teraz mogę wspólnie z Wami, w ramach portalu, działać na rzecz Polaków rozsianych po świecie.

    Twoja recepta na sukces w piłce i w życiu?

    Ciężka praca, uśmiech i pozytywne nastawienie, te dwie ostatnie rzeczy potrafią wiele zmienić.

    Bardzo dziękuję za rozmowę

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Najnowsze

    Nieznana historia warszawskiej Pragi

    Praga należy do najciekawszych i najchętniej odwiedzanych przez turystów rejonów Warszawy. Ma swoją własną historię i tożsamość. Nie wszyscy...

    Zobacz także

    Skip to content