WIĘCEJ

    Krzysztof Arciszewski – zbrodniarz, który stał się bohaterem

    Warto przeczytać

    Tomasz Horsztyński
    Tomasz Horsztyński
    Student kierunku historia ze specjalizacją popularyzatorską na Uniwersytecie Warszawskim. Redaktor strony lfc.pl, poświęconej klubowi piłkarskiemu Liverpool F.C. Interesuje się dziejami I Rzeczypospolitej, z naciskiem na jej litewski człon oraz historią wojskowości. Należy do stowarzyszenia pielęgnującego tradycje 10. Pułku Ułanów Litewskich i z dumą reprezentuje barwy tej jednostki w trakcie uroczystości państwowych i patriotycznych. Koordynator projektów historycznych Fundacji Pomocy i Więzi Polskiej "Kresy RP".

    Brutalne morderstwo, międzynarodowy spisek, krwawe wojny i ucieczka przed sprawiedliwością. To nie zapowiedź najnowszego filmu o Jamesie Bondzie, a jedynie niektóre wątki z biografii jednego z najbardziej nietuzinkowych Polaków żyjących w XVII wieku.

    Krzysztof Arciszewski przyszedł na świat w roku 1592 w Rogalinie, jako syn Eliasza. Bogobojna rodzina z Wielkopolski należała do zboru braci polskich (zwanych arianami), najbardziej radykalnego odłamu protestantyzmu w Rzeczypospolitej. Co więcej, ojciec naszego bohatera był pastorem, tak jak jego kuzyn Jonasz Szlichtyng, najpopularniejszy przedstawiciel arianizmu w Polsce. Krzysztof nie poszedł w ich ślady i obrał zupełnie inną drogę życiową.

    Po odbyciu nauki w Śmiglu i Frankfurcie nad Odrą wstąpił na służbę u hetmana polnego litewskiego Krzysztofa Radziwiłła. Przebywając na dworze księcia, wziął udział w walkach z najeźdźcami szwedzkimi w Inflantach w latach 1621-1622, a w jednej z bitew był bliski śmierci, gdyż zabito pod nim konia. Kariera arianina układała się po jego myśli. Poza dowodzeniem na polach bitew, uczestniczył w rokowaniach ze Szwedami oraz towarzyszył królowi Zygmuntowi III w wizytacji Prus Królewskich. Był bardzo zdolny, wykształcony i cieszył się poparciem Radziwiłła. Jednak 19 kwietnia 1623 r. zrobił coś, co na zawsze zmieniło jego życie.

    Zbrodnia

    Tego dnia, wraz z dwoma braćmi i zaprzyjaźnioną szlachtą, urządził zasadzkę na Kacpra Jaruzela Brzezińskiego. Człowiek ten był prawnikiem, który ze względu na długi rodziny Arciszewskich, przejął niemal wszystkie ich dobra. Krzysztof oskarżył go o oszustwa finansowe i postanowił siłą dojść swoich racji. Gdy torturowany przez porywaczy Brzeziński nie chciał wyrzec się praw do ziem należących wcześniej do Arciszewskich, Krzysztof wpadł w szał i w brutalny sposób zamordował szlachcica. Porywczy arianin został skazany na infamię (utratę czci) i banicję, czyli wygnanie, jednak uciekł z kraju jeszcze przed zapadnięciem wyroku.

    Mimo zbrodni jaką popełnił, nie stracił poparcia hetmana Radziwiłła. Ten początkowo dał mu schronienie w swoich Birżach, a po wyjeździe szlachcica, wspierał go finansowo. Krzysztof Arciszewski trafił drogą morską do Holandii, gdzie dzięki pomocy księcia mógł studiować na Uniwersytecie w Lejdzie, pobierając nauki z zakresu inżynierii wojskowej i artylerii. W zamian przesyłał księciu informacje dotyczące bieżących spraw politycznych oraz wojskowości.

    Staloryt przedstawiający K. Arciszewskiego opublikowany w pracy A. Oleszczyńskiego Varietes Polonaises, wydanej w Paryżu w latach 1832-33 ipsb.nina.gov.pl

    Awanturniczy charakter Krzysztofa nie pozwolił mu długo siedzieć nad książkami. Jeszcze w 1624 r. wstąpił na ochotnika do holenderskiej armii, która w tym czasie prowadziła wojnę z Hiszpanią i wziął udział w nieudanej odsieczy Bredy. Między pobieraniem nauki a wojowaniem, Arciszewski znalazł czas na jeszcze jedno ciekawe zajęcie, a było nim… nurkowanie! Jak sam stwierdził, chodził po dnie Morza Północnego w okolicach Hagi w specjalnie przygotowanym do tego kombinezonie. Oznacza to, że najprawdopodobniej był pierwszym polskim nurkiem.

    W roku 1625 Arciszewscy doszli do porozumienia z Brzeźnickimi i Krzysztof wrócił do Polski. W kraju nie zabawił jednak długo, bo już w maju następnego roku ponownie znalazł się za granicą. Tym razem trafił do Francji. Nie był to przypadek, ponieważ jako tajny wysłannik hetmana Radziwiłła miał do wykonania pewną misję w tym kraju. Arciszewski został wmieszany w owiany legendami „spisek orleański”, mający na celu obalenie króla Zygmunta III Wazę i zastąpienie go francuskim księciem Gastonem Orleańskim. Intryga wyszła na jaw i polski władca definitywnie zakazał arianinowi wstępu do Polski. Co więcej, podjął nawet próbę aresztowania go poprzez zaprzyjaźnionych monarchów Europy Zachodniej.

    To się jednak nigdy nie wydarzyło, a rezolutny Krzysztof szybko znalazł zajęcie w nowym miejscu zamieszkania. Oczywiście zajął się tym, co potrafił robić najlepiej, czyli wojaczką. Wraz z Holendrami pomógł Francuzom w zdobyciu twierdzy La Rochelle, zajętej przez miejscowych protestantów. Po tych wydarzeniach był już znanym i bardzo cenionym oficerem, lecz niestety w dalszym ciągu nie mógł wykorzystać swoich kompetencji w Polsce. Postanowił więc związać się na dłużej z Holandią.

    Kraj ten prowadził wojny nie tylko w Europie. Tak jak wiele innych państw Starego Kontynentu uległ pokusie kolonizowania stosunkowo niedawno odkrytych nowych lądów. Jednym z takich miejsc, które Holendrzy pragnęli mieć na własność była Brazylia, opanowana przez Portugalczyków. Krzysztof Arciszewski w listopadzie 1629 r. wsiadł na pokład jednego z kilkudziesięciu okrętów, które po trzech miesiącach dotarły do słonecznych wybrzeży Ameryki Południowej.

    Mapa północno-wschodniej Brazylii wykonanej przez Joana Blaeu, dedykowanej K. Arciszewskiemu. (domena publiczna) polona.pl

    Do Nowego Świata!

    Pierwszy Polak w Brazylii wyszedł na ląd jako kapitan, jednak Holendrzy doceniali jego pomysłowość oraz zaangażowanie i bardzo szybko awansował. To dzięki zaproponowanej przez niego koncepcji walki, najeźdźcy zdobyli miasto Olinda, a w następnym roku walnie przyczynił się do opanowania wyspy Ilha de Itamaraca. Północno-wschodnia część Brazylii na długo znalazła się pod okupacją holenderską, do czego walnie przyczynił się Polak. Za swoje osiągnięcia otrzymał stopień majora. W 1633 r. Krzysztof wrócił do Holandii, gdzie ponownie doceniono jego działalność i w nagrodę awansowany został na pułkownika oraz naczelnego wodza sił lądowych w Brazylii.

    Drugiego tytułu szybko się zrzekł i ukontentował się stanowiskiem zastępcy głównego dowódcy. Stało się to już podczas ponownego pobytu Arciszewskiego w Brazylii, do której dotarł w lipcu 1634 r. Druga wizyta w Ameryce była dla naszego bohatera równie owocna jak pierwsza. Udało mu się przeprowadzić kilka skutecznych oblężeń, wypierając Portugalczyków z bronionych przez nich miast i fortów. Najbardziej znanym osiągnięciem arianina z tego okresu było zdobycie fortu Arraial (Castello Real). Brawura i wręcz ułańska fantazja sprawiły, że podczas pierwszego szturmu został schwytany przez nieprzyjaciela (jednak zdołał obezwładnić eskortującego go żołnierza i w ten sposób się uwolnił), natomiast przy kolejnym ataku odniósł ranę ramienia. Arciszewski nie przejmował się jednak takimi drobnostkami i poprowadził swoich ludzi do zwycięstwa.

    Nieco później pułkownik udowodnił, że potrafi nie tylko zdobywać miasta i forty, ale także świetnie sobie radzi z dowodzeniem żołnierzami w otwartej bitwie. I tak na początku 1636 r. pokonał liczące 1000 ludzi hiszpańskie posiłki przesłane na pomoc Portugalczykom. Wydarzenia te skłoniły Holendrów do wystawienia Polakowi pomnika w mieście Recife w Brazylii.

    Rok ten przyniósł także niekorzystny obrót spraw dla Arciszewskiego. Gubernatorem generalnym Nowej Holandii (tak nazywano teren opanowany przez Holendrów w Brazylii) został hrabia Maurycy de Nessau-Siegen, z którym nasz rodak szybko popadł w konflikt. Arciszewskiemu nie podobał się sposób rządzenia i dowodzenia armią zaproponowany przez nowo przybyłych decydentów. W międzyczasie Polak otrzymał list od nowego króla Rzeczypospolitej – Władysława IV, który zachęcał go do powrotu do ojczyzny. Monarcha pragnął unowocześnić armię, a doświadczony, cieszący się powszechnym uznaniem polski oficer bardzo by mu się przydał.

    Medal wybity na cześć K. Arciszewskiego w 1637 r. researchgate.net

    W 1637 r. Arciszewski przybył do Holandii i skłonny był wrócić do ojczyzny. Ostatecznie jednak wszystko potoczyło się inaczej. Jakie były tego powody? Holendrzy bardzo pragnęli zatrzymać zdolnego Polaka na służbie, dlatego w kraju przyjęli go z wielkimi honorami. Otrzymał złoty łańcuch przeznaczony do noszenia na szyi, a nawet wybito srebrny medal na jego cześć. Niedługo później przyszły niepokojące wieści z Ameryki. Po odjeździe Arciszewskiego, Holendrzy zaczęli ponosić porażki w walce z Portugalczykami. To skłoniło ich do mianowania Krzysztofa generałem artylerii i admirałem floty w Brazylii. Co więcej, w Rzeczypospolitej zaczęły się trudne czasy dla arian. To wszystko skłoniło Arciszewskiego do podjęcia trzeciej, i ostatniej, wyprawy do Nowego Świata.

    Podróż za Atlantyk tym razem nie należała do udanych. Konflikt z gubernatorem trwał w najlepsze, a hrabia Maurycy wcale nie chciał go załagodzić. Nie podobała mu się wysoka ranga i kompetencje Polaka, arianin natomiast narzekał na formę sprawowania władzy i sposób prowadzenia działań zbrojnych. Konflikt eskalował i zgromadzona przy gubernatorze rada zdecydowała o odesłaniu Arciszewskiego z powrotem do Holandii. W 1639 r. generał został aresztowany i przetransportowany do Europy. Po 10 latach służby w Brazylii, po wielu sukcesach, zwycięstwach i zaszczytach, Arciszewski opuszczał ten kraj jako przegrany.

    W Holandii musiał złożyć wyjaśnienia, na temat tego, co wydarzyło się w Ameryce. Wielokrotnie odwoływał się i próbował dojść swoich racji. Ostatecznie, zmęczony przedłużającym się sporem i widoczną niechęcią do jego osoby podał się do dymisji, która została przyjęta. Mimo konfliktu i poczucia niesprawiedliwości, jaka go dotknęła, nie opuścił Holandii i mieszkał tam przez kilka kolejnych lat.

    Powrót do Polski

    Władysław IV nie zrezygnował z pozyskania doświadczonego generała. Podjął jeszcze jedną próbę ściągnięcia arianina do kraju – tym razem skuteczną. W kwietniu 1646 r. Krzysztof Arciszewski objął stanowisko „starszego nad armatą koronną”, czyli został generałem artylerii. Arianin od razu zakasał rękawy i wziął się do pracy. Zajmował się głównie sprawami administracyjnymi oraz zadbał o wzmocnienie, naprawę lub dokończenie budowy polskich zbrojowni. Poza tym wyposażył armię w mostołodzie, czyli specjalne pontony, które miały pomóc żołnierzom przemieszczać się z jednego brzegu na drugi. Park artyleryjski i inżynieryjny w polskim wojsku nigdy wcześniej nie stał na tak wysokim poziomie.

    Fragment wiersza napisanego przez K. Arciszewskiego w 1637 r., wydanego w 1863 r. przez Aleksandra Weryha Darowskiego (domena publiczna) polona.pl

    Sytuacja życiowa i zawodowa starszego nad armatą zmieniła się już dwa lata później. Wiosną 1648 r. rozpoczęło się w kraju powstanie kozackie pod przywództwem Bohdana Chmielnickiego. Wybuch zrywu zbiegł się w czasie ze śmiercią, tak zabiegającego o usługi Arciszewskiego, króla Władysława IV. Generał artylerii chciał podać się do dymisji, ale ostatecznie pozostał na służbie, gdy zdecydowano o podwyższeniu wynagrodzeń dla niego, oficerów i artylerzystów. Do tej pory żołd pobierany przez arianina nie był wystarczająco wysoki i generał musiał niejednokrotnie dokładać z własnej kieszeni, by móc dokończyć powierzone mu zadania.

    Powodzenia Chmielnickiego wspieranego przez odwiecznych wrogów, czyli Tatarów, zaskoczyły wszystkich w Rzeczypospolitej. Arciszewski nie załamał jednak rąk i pozostał bardzo aktywny. Zaopatrzył Lwów w amunicję, a następnie dołączył do wojska zmierzającemu przeciw siłom nieprzyjaciela. Niestety we wrześniu tego roku pod Piławcami doszło do ucieczki polskich żołnierzy i dowódców z pola bitwy, a w ręce wroga wpadło 80 armat przywiezionych tam przez generała artylerii. Po tym niepowodzeniu, Arciszewski wrócił do Lwowa i zajął się przygotowaniem do obrony przed zbliżającym się oblężeniem.

    Miasto udało się obronić, w dużej mierze dzięki generałowi, który dowodził artylerią i zagrzewał obrońców do walki. Po tym starciu, starszy nad armatą przybył do Warszawy, skąd latem następnego roku wyruszył na jeszcze jedną kampanię, ostatnią w swoim życiu.

    Tym razem wojska kozacko-tatarskie otoczyły żołnierzy polskich zamkniętych w Zbarażu. Legendarna obrona twierdzy, romantycznie opisana przez Henryka Sienkiewicza w Ogniem i mieczem, trwała wiele tygodni, a na odsiecz wiernym synom ojczyzny zmierzał nowy król Jan Kazimierz. Wraz z nim był Krzysztof Arciszewski, który odpowiadał m.in. za przeprawy przez rzeki (z pewnością korzystał ze swoich mostołodzi). Odsiecz niestety zakończyła się niepowodzeniem i król musiał usiąść z nieprzyjaciółmi do rozmów, które doprowadziły do podpisania ugody. Taki obrót spraw, a także ogólne dowodzenie i plan działań, nie spodobał się generałowi, który ponownie podał się do dymisji. Ta została przyjęta w 1650 r.

    Na decyzję o rezygnacji z pełnionej funkcji wpływ miał także pogarszający się stan zdrowia Krzysztofa. Ostatnie lata swojego życia spędził u rodziny pod Gdańskiem. Mimo awanturniczego charakteru, iście kmicicowej fantazji, 30 lat spędzonych na polach bitew i wielu doświadczeń zebranych na dwóch kontynentach, Arciszewski zmarł w spokoju 7 kwietnia 1656 r. Jego ciało zostało przewiezione do Leszna do zboru braci czeskich, jednak pod koniec tego miesiąca część miasta, wraz ze zwłokami arianina, spłonęła.

    Wbrew pozorom, generał artylerii nie interesował się jedynie wojowaniem. W czasie pobytu w Brazylii spisywał pamiętnik, w którym sporo miejsca poświęcił miejscowym Indianom i ich zwyczajom. Notatki przez siebie sporządzone wysyłał swojemu przyjacielowi, naukowcowi Gerritowi Janszoon Vosowi, który wykorzystał je do napisania swojej książki De theologia gentili et physiologia christiana sive de origine et progressu idolatriae. Co więcej, wydana przez Joana Blaeu mapa północno-wschodniej Brazylii została dedykowana Arciszewskiemu, a Polak najprawdopodobniej dostarczył do niej niezbędne dane. Ponadto generał napisał traktat medyczny poświęcony leczeniu podagry, a także był autorem wierszy i sonetów.

    Krzysztof Arciszewski był człowiekiem nieprzeciętnym i jednym z niewielu mieszkańców Rzeczypospolitej tego okresu tak bardzo cenionych poza granicami naszego kraju. Pierwszy Polak, który stąpał po brazylijskiej ziemi, pierwszy polski nurek, doskonały dowódca i artylerzysta, etnolog, poeta, ale także zamieszany w niecną intrygę morderca. Awanturniczy i pełen przygód żywot Arciszewskiego to gotowy scenariusz na film. Kto wie, może kiedyś taki powstanie.

    Autor : Tomasz Horsztyński

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Najnowsze

    Nieznana historia warszawskiej Pragi

    Praga należy do najciekawszych i najchętniej odwiedzanych przez turystów rejonów Warszawy. Ma swoją własną historię i tożsamość. Nie wszyscy...

    Zobacz także

    Skip to content