WIĘCEJ

    Zmarnowany potencjał Mistrzów – polonijne losy „Orłów Górskiego”

    Warto przeczytać

    Lata 72-76 minionego stulecia były najlepszym okresem w dotychczasowej historii polskiej piłki nożnej. Złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Monachium, brąz dwa lata później na Mistrzostwach Świata w RFN oraz srebro IO w Montrealu zapisały się w pamięci wszystkich kibiców, a naszych piłkarzy wyniosły na piedestał. Złota jedenastka Kazimierza Górskiego osiągnęła wielką sławę i uwielbienie całej Polski, a nawet świata. Jak układały się późniejsze losy bohaterów tamtych czasów?

    Miara sukcesu

    Dziś o takich rezultatach możemy tylko pomarzyć. Ostatnim dużym sukcesem naszych futbolistów było srebro IO w Barcelonie w 1992 r., a w bliższych nam czasach – ćwierćfinał Mistrzostw Europy we Francji w 2016 r. – potraktowano jako przyzwoity wynik. Dla porównania, drugie miejsce w Australii w 1976 r. uznano w kraju za porażkę. Dziś piłkarze podpisują wielomilionowe kontrakty, mają pełną swobodę w wyborze klubu, wyjeżdżają w różnym wieku, kiedy tylko na stole pojawi się przyzwoita oferta. W PRL , aby uzyskać zgodę na wyjazd należało przekroczyć 30. rok życia i dostać akcept od organów państwowych oraz Centralnego Ośrodka Sportu. Bywało również tak, że napastnik musiał strzelić w lidze minimum 100 bramek, by o wyjazd mógł aplikować. Zawodnicy tracili tym samym możliwość transferu w najlepszych sportowo latach, wykorzystania pełni potencjału i zabezpieczenia swojej przyszłości. Zamiast Realu Madryt, Barcelony czy Liverpoolu nasze gwiazdy podpisywały kontrakty z podrzędnymi drużynami, nie odzwierciedlającymi ich umiejętności i światowej sławy. Wyjeżdżali jako gracze u schyłku fizycznych możliwości, często wyeksploatowani. Grę w piłkę musieli łączyć z normalną, fizyczną pracą, a jedynym benefitem była możliwość zobaczenia kolorowego, zachodniego świata i wdzięczność Polonii, która nie zapomniała o swoich bohaterach. To ona dbała o rodaków, doceniając ich sławę w różnych aspektach.

    – Owszem nasi piłkarze, podpisywali zawodowe kontrakty, ale byli i tacy, którzy pracowali dodatkowo na budowach, cięli drzewo czy tapetowali mieszkania. Niektórzy w nowym fachu osiągali zresztą poziom wyższy niż na boisku. W organizacji życia bardzo udzielała się również miejscowa Polonia. Pomagała w zarabianiu, dbała o integrację, wyprawiała sute biesiady – mówi Zbigniew Mroziński, dziennikarz tygodnika Piłka Nożna.

    Przebicie dolara do złotówki było w tamtych czasach abstrakcją. W Polsce zarabiało się miesięcznie ok. 20 „zielonych”, co pracownik fizyczny w USA przeznaczał na dzienną porcję wyżywienia. Nic dziwnego, że emigracja kusiła nawet piłkarskie gwiazdy, choć te akurat w kraju nie miały najgorzej. Czasy były zupełnie inne. Abstrahując od rozwoju technologii, piłkarz w wieku 30-31 lat był już w zasadzie wyeksploatowany. Dziś gra się znacznie dłużej, wtedy – mając trzeci krzyżyk na karku należało już myśleć o normalnej pracy. Gubiło to wielu fantastycznych zawodników, którym gra w piłkę uniemożliwiała zdobycie wykształcenia i normalnego zawodu. Koniec przygody z futbolem oznaczał zatem początek nowego, trudniejszego życia.

    Good morning America!

    Głównym kierunkiem piłkarskiej emigracji przełomu lat 70. i 80.  XX wieku stały się Stany Zjednoczone i Francja. Za wielką wodę trafili m.in. Gadocha, Deyna, Anczok, Musiał, Ćmikiewicz, Kapka czy Domarski. Nad Sekwaną zakotwiczyli Kasperczak, Szarmach, Maszczyk. Jeszcze inni wybierali Niemcy (Gorgoń, Bulzacki) lub Belgię (Lato, Lubański, Szymanowski).

    Piłkarska emigracja zaczęła się już dużo wcześniej – kontynuuje Mroziński. – Już na początku lat 60. nasz kraj opuścili m.in. Józef Gałeczka i Edmund Zientara, wybierając Australię. Ich przyjazd był wielką frajdą dla naszej Polonii, stęsknionej za jakimkolwiek kontaktem z Ojczyzną. To były czasy bez Internetu, masowych telefonów. Kontakt z polskością był bardzo sporadyczny, dlatego naszych piłkarzy traktowano jak prawdziwe gwiazdy – wyjaśnia.

    Oczywiście zgodę na wyjazd również musiały wydać władze państwowe. Odbywało się to w różnych okolicznościach, a decydowały niejasne układy. Oficjalnie pod sztandarem „krzewienia polskości” poza terytorium ojczyzny, pozwalano na wyjazdy, a dewizy uzyskane ze sprzedaży graczy nie zasilały kasy macierzystych klubów, a rozpływały się w rękach ówczesnych dygnitarzy.

    W zasadzie jedynym piłkarzem złotej ery polskiej piłki, który zrobił karierę na Zachodzie był Andrzej Szarmach. W latach 1980-1985 strzelił 94 gole dla francuskiego AJ Auxerre. Kolejne 50 dołożył dla Guingamp i Clermont Foot. Do dziś we Francji jest kojarzony przez starszych kibiców, a właściciele lokali gastronomicznych nigdy nie pozwoliliby mu na zapłacenie rachunku.

    Do grona wygranych tamtych czasów należy dodać również Zbigniewa Bońka. Obecny Prezes PZPN debiutował w kadrze jeszcze u trenera Górskiego, choć na dobre zaistniał dopiero później. Jemu akurat udało się wyjechać w sile wieku (26 lat), co stanowiło największy atut w stosunku do starszych kolegów. Ukształtowany piłkarz, ale wciąż z dużym potencjałem rozwoju. Pograł na najwyższym poziomie w klubach włoskich, ale karierę również zakończył stosunkowo wcześnie.

    Do największych gwiazd tamtych czasów musimy zaliczyć Deynę, Lubańskiego i Lato. Zawiłości polityczne i późne wyjazdy sprawiły, że żaden z nich nie zrobił kariery. Ten pierwszy nie zachwycił w przeciętnym na tamte czasy Manchesterze City. Liga angielska okazała się zbyt fizyczna i brutalna dla wybitnego technika. Po niespełna 3 latach Deyna opuścił Wyspy Brytyjskie i przeniósł się do USA. W San Diego Sockers grę w piłkę (najpierw na normalnym boisku, a później na hali) łączył później z normalną pracą. Oszukany przez swojego „partnera” biznesowego stracił wszystkie pieniądze i w budzących do dziś wątpliwości okolicznościach, zginął tragicznie w wypadku samochodowym.

    Jeszcze inaczej ułożyła się kariera Włodzimierza Lubańskiego. Niezwykle elokwentny, przystojny piłkarz był bożyszczem nie tylko kibiców, ale i kobiet. Eksperci tamtych czasów podkreślają, że miał wszystko, by zostać najlepszym piłkarzem świata. Niestety jego rozwój zahamowały kontuzje. To przez nie stracił możliwość wejścia na absolutny top. Inna sprawa, że władza PRL zablokowała jego przejście do Realu Madryt w najlepszym momencie, a sam zainteresowany nawet o tej propozycji nie wiedział. Później trafił do przeciętnego Lokeren w Belgii, gdzie zapracował na status legendy. Choć liga belgijska była w tamtym czasie jedną z najlepszych w Europie, to nikt nie ma wątpliwości, że „Włodek” był stworzony dla najlepszych klubów na świecie. Dziś wiedzie spokojne życie emeryta, angażując się od czasu do czasu w sprawy piłkarskie.

    Nawet Grzegorz Lato, obdarzony fantastycznym instynktem strzeleckim nie wykorzystał potencjału na miarę talentu. Po strzeleniu 112 bramek dla Stali Mielec wyjechał w wieku 30 lat do Belgii, a później do Meksyku, ale tam odcinał już tylko kupony od wielkiej sławy.

    Polonia Sydney, Chicago Katz, Yonkers Polish American Eagels, Hereford United – to tylko te bardziej znane nazwy klubów, do których za wielką wodą trafiali Polacy. Jan Domarski, strzelec legendarnego gola na Wembley w 1973 r. karierę kończył w Wiśle Chicago, a jego umiejętności odpowiadały największym klubom w Europie. Zdzisław Kapka w ostatnich latach kariery grał na hali w Pittsburgh Spirit, a uznawany za najlepszego lewoskrzydłowego świata Robert Gadocha po epizodzie we francuskim Nantes, ostatnie chwile na boisku spędzał w Chicago Sting i Hartford Helios. Nawet takie tuzy jak Henryk Kasperczak czy Antoni Szymanowski (odpowiednio we Francji i Belgii) jako piłkarze na murawie zdziałali już na obczyźnie bardzo niewiele. „Henri”, zrobił za to wielką karierę trenerską, choć nigdy nie postawił kropki nad „i” wielkim triumfem, nawet w krajach afrykańskich. Różnie toczyły i toczą się losy bohaterów tamtych czasów. Na pewno ówczesny system nie pozwolił im rozwinąć skrzydeł i wykorzystać w pełni swojego potencjału. Zarobić w trakcie kariery tyle, by na sportowej emeryturze żyć dostatnio i spokojnie, na co dziś pozwolić sobie może przeciętny piłkarz. O ile ma dobrze poukładane w głowie.

    Autor : Marcin Pawul

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Najnowsze

    Nieznana historia warszawskiej Pragi

    Praga należy do najciekawszych i najchętniej odwiedzanych przez turystów rejonów Warszawy. Ma swoją własną historię i tożsamość. Nie wszyscy...

    Zobacz także

    Skip to content