Urodziłam się 17 marca 1930 roku w Kolonii Wileńskiej, w domu przy ul. Wędrownej 22, zbudowanym przez dziadka, Stanisława Kowalewskiego. Dziadek pracował na kolei. Powołany przez władze carskie do wojska spędził wiele lat w Rosji. Na szczęście z rodziną: żoną i czworgiem dzieci. Wspominając tamte czasy, dziadkowie najczęściej wymieniali dwa miasta: Barnauł i Tambow. Ciepło, z sympatią mówili o poznanych tam ludziach. Do Wilna wrócili z najmłodszym synem, Karolem. Najstarszy – Stanisław, zamieszkał w Rostowie nad Donem (ożenił się, ma dwóch synów: Roberta i Wiktora). Dwaj średni synowie dziadków zginęli, prawdopodobnie w czasie rewolucji. Dziadek nigdy nie tracił nadziei, że powrócą.
Stopniowo życie rodziny stabilizowało się. Jako kolejarz i członek Towarzystwa Wileńskiej Kolonii Kolejowej mógł dziadek kupić (na korzystnych warunkach) działkę budowlaną. Po wpłaceniu odpowiedniej kwoty otrzymał dwie parcele, z numerami 127 i 128, przy ulicy Wodnej i przy Wędrownej 22. Najpierw zbudował niewielką szopę, gdzie gromadził materiały budowlane. (Do tej pory stoi szopa, choć minęło przeszło siedemdziesiąt lat. A dom z działką ma jeszcze żyjących w Polsce prawowitych właścicieli). Potem powstał dom… Był to dom moich rodziców: Karola Kowalewskiego i Michaliny z Piekarskich, która w posagu wniosła spory majątek, a przede wszystkim nieprzeciętną urodę, dobroć i pogodę ducha. To dzięki posagowi mamy obszerny dom zbudowany został dość szybko. Ich pierwsze dziecko (synek) urodziło się w nowym, choć jeszcze niewykończonym, nieogrzewanym domu. Niestety, wkrótce zmarło. Potem na świat przyszłam ja, po roku moja siostra Halinka, a w 1933 roku brat Witold.
Rodzice stworzyli swej trójce szczęśliwe dzieciństwo. Budziliśmy się rano wiedząc, że czeka na nas ciepłe mleko lub kakao i że powita nas uśmiechnięta mama. Miała wspaniałe poczucie humoru i lubiła żartować. Tatuś, wracając z pracy, zwykle przynosił nam jakieś smakołyki, najczęściej chałwę i obwarzanki. Czekaliśmy na niego z obiadem – niekiedy z niecierpliwością, gdy akurat mama ugotowała coś ulubionego.(…)
Społeczność Kolonii była dobrze zorganizowana i bardzo zżyta. Z okazji polskich rocznic przygotowywano wspólne przedstawienia i koncerty. Moi Rodzice również brali udział w tych uroczystościach. Pamiętam ich „wypady” na wieczorne próby do „Rządówki” – miejsca spotkań mieszkańców osiedla. Tatuś pięknie i chętnie śpiewał i grał na mandolinie. Znał mnóstwo piosenek: od popularnych po patriotyczne. Mama uczyła się swoich ról nawet przy różnych zajęciach domowych. Przeuroczo wyglądała w ludowym stroju.
* * *
Dom był oazą, schronieniem przed niebezpieczeństwami; wychowywaliśmy się w naprawdę cieplarnianej atmosferze. Ale chyba w równym stopniu, choć w zupełnie inny sposób oddziaływała na nas szkoła. Tu z kolei hartowaliśmy się, nabieraliśmy odwagi, cierpliwości, umiejętności znoszenia trudów. Mieliśmy oddanych, wspaniałych nauczycieli, którzy wraz z zakonnicami i księżmi walczyli o naszą polską godność narodową, o podnoszenie ducha patriotyzmu wśród młodzieży, wspierało ich harcerstwo, kształtując postawy młodych Polaków zgodnie z zasadą „Bóg – Honor – Ojczyzna”.(…)
Naukę rozpoczęłam w 1937 roku. Od 1939 roku nad naszą trójką rodzeństwa opiekuńcze skrzydła roztoczyli również najbliżsi sąsiedzi: nauczyciele pp. Gustaw i Leontyna Malawkowie, pp. Żyndowie (p. Żynda był dyrektorem Księgarni św. Wojciecha w Wilnie, a po wojnie Księgarni św. Wojciecha w Poznaniu), ksiądz proboszcz Lucjan Pereświet-Sołtan, ksiądz Jeleński, siostra zakonna Emelda i – pod pretekstem pomocy w odrabianiu lekcji – druhna „Pola”, dobra znajoma moich rodziców.
We wrześniu 1943 r. p. Malawko włączył mnie do kompletu tajnego nauczania. Nauka odbywała się w mieszkaniach nauczycieli i uczniów: u pp. Malawków, pp. Piegutowskich w Kolonii Dolnej, pp. Rzewuskich i u sióstr zakonnych w pobliskich Rekanciszkach.
W 1942 r. ,,Pola” zaczyna tworzyć nowe zastępy w harcerstwie. Zostałam przyjęta do zastępu „Iskry” (nazwa od harcerskiej piosenki „Już z ogniska iskra pryska”), prowadzonego przez „Nike” – Weronikę Gojżewską. Uszyłyśmy z siostrą sukienki z szarego płótna, przypominające mundurki harcerskie. Uczyłyśmy się zasad łączności i udzielania pierwszej pomocy. Po złożeniu Przyrzeczenia Harcerskiego w leśniczówce pod Wilnem zdobywałyśmy kolejne sprawności, uczyłyśmy się alfabetu Morse’a; wiosną 1944 r. szyłyśmy biało-czerwone opaski i przygotowywałyśmy z płótna i prześcieradeł bandaże. Działając nielegalnie, posługiwałyśmy się pseudonimami. Miałam pseudonim „Żuczek”, a od nazwy zastępu – „Iskierka”.
W lipcu 1944 roku, w czasie walk o Wilno, starsze koleżanki opiekowały się rannymi z 3 Brygady Armii Krajowej „Szczerbca”. Największy szpital i punkt kontaktowy mieścił się w domu państwa Szczepańskich przy ul. Wędrownej oraz w szkole, niedaleko naszego domu. Nam, młodszym harcerkom, powierzono wykonywanie prac pomocniczych, takich jak szycie i pranie bandaży, przynoszenie żywności i przekazywanie wiadomości.
Pomoc żołnierzom akowcom nieśli prawie wszyscy mieszkańcy Kolonii i okolic. Mój Tatuś pracował na kolei. W czasie okupacji niemieckiej był zatrudniony w magazynie. W 1943 r. dla partyzantów Armii Krajowej, wraz z innymi kolejarzami przetoczył na boczny tor wagon broni. Wkrótce został aresztowany przez Gestapo. Po torturach w więzieniu nigdy już nie odzyskał pełni sił. Po zwolnieniu z więzienia, mimo wycieńczenia, podjął przerwaną działalność. Kontaktował się z akowcami, przekazywał wiadomości rodzinom od ich synów – żołnierzy AK, z którymi siedział w więzieniu. Razem z moim bratem Witoldem pomagał grzebać poległych żołnierzy. Robili trumny i krzyże, mimo że zajmował się tym zawodowy stolarz, pan Bogdziewicz z synem Edwardem. Pierwszy olbrzymi, drewniany krzyż wykonał Tatuś na prośbę zrozpaczonej sąsiadki, pani Michałowiczowej. Jej jedyny syn Stanisław, 23-letni student medycyny Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie poległ w ataku na Belmont. Pochowaliśmy Staszka za plebanią, przy leśnej drodze. Innym poległym akowcom przygotowano miejsce wiecznego spoczynku nieco dalej, ale też nieopodal plebanii. Z czasem mieszkańcy Kolonii zaczęli tam chować swoich bliskich. Powstał cmentarz.(…)
——Koniec części pierwszej——