20 stycznia 1971 r. I sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edward Gierek podczas spotkania z przedstawicielami środowisk twórczych zapowiedział odbudowę Zamku Królewskiego w Warszawie. Obecny na spotkaniu dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie prof. Stanisław Lorentz zapewniał, że restytucja owego symbolu polskiego państwa i tradycji narodowej spotka się z powszechnym poparciem Polaków w kraju i na całym świecie.
Już sześć dni później odbyło się inauguracyjne zebranie Obywatelskiego Komitetu Odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie. Na jego czele stanął I sekretarz Komitetu Warszawskiego PZPR Józef Kępa, zaś jednym z trzech wiceprzewodniczących został główny orędownik idei podźwignięcia dawnej siedziby królewskiej z niebytu, prof. Lorentz. W skład komitetu weszło ogółem 56 osób. Komitet wystosował apel do Polaków w kraju i na obczyźnie o wsparcie i powszechny udział w projekcie rekonstrukcji obiektu, który miał być symbolem „narodowej jedności” i pomnikiem „niezawisłej państwowości”. Jak zapowiadano w odezwie: „Zamek Królewski będzie odbudowany. Podniesiemy go z ruin wspólnym, narodowym wysiłkiem. W tym wielkim dziele nie może zabraknąć nikogo, kto czuje i myśli po polsku”. Patriotyczna retoryka odezwy trafić miała do serc i umysłów Polaków.
W kraju apel padł na podatny grunt. Zapowiedź odbudowy Zamku Królewskiego przyjęta została z entuzjazmem i wyzwoliła wielką ofiarność społeczną. W ankiecie przeprowadzonej 21 stycznia przez Polską Agencję Prasową wśród mieszkańców Warszawy i kilku innych największych miast spośród ponad 15 tys. respondentów przeszło 86% opowiedziało się za rekonstrukcją budowli. W ciągu dwóch miesięcy na konto Obywatelskiego Komitetu Odbudowy wpłynęło ponad 27 mln złotych. Po roku suma ta wzrosła do ponad 125 mln złotych. W ciągu trzech lat Komitet Odbudowy zebrał blisko 420 mln złotych i ponad 400 tys. dolarów. Decyzja o restytucji Zamku odbiła się echem także na emigracji. Należy jednak zauważyć, iż politycy i publicyści emigracyjni mieli ambiwalentny stosunek do sprawy. Jeśli sam pomysł nie był w zasadzie kwestionowany, a nawet spotkał się z aprobatą (głosy sprzeciwu były odosobnione), to dyskusje i spory wywołała planowana zbiórka na ten cel wśród emigrantów. O zapowiedzi odtworzenia dawnej siedziby polskich władców oraz miejsca obrad Sejmu Rzeczypospolitej popularny wśród polskiej społeczności w Wielkiej Brytanii „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” informował już w numerze z 22 stycznia 1971 r. Przypominano również, że uchwałę o odbudowie Zamku Sejm przyjął jeszcze w 1949 r., ale w następnych dziesięcioleciach w praktyce nic w tej sprawie nie zrobiono.
Londyński „Dziennik Polski” odnotował nadto, iż w skład Obywatelskiego Komitetu Odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie wszedł sufragan warszawski, bp Jerzy Modzelewski. Jak podkreślono, „od wielu lat żaden dygnitarz kościelny nie spotykał się na tego rodzaju zebraniach z przedstawicielami reżimu”.
Zapowiedziane przez nowego przywódcę partii komunistycznej Edwarda Gierka podniesienie z ruin tytułowego pomnika kultury wywołało kontrowersje w „polskim” Londynie. Rząd RP na uchodźstwie w uchwale z 16 lutego 1971 r. przypomniał, że władze komunistyczne w Polsce przez ćwierć wieku sprzeciwiały się idei „wskrzeszenia” gmachu stanowiącego symbol niepodległej Polski. Emigranci trafnie wskazywali na koniunkturalny charakter decyzji nowego kierownictwa PZPR. Miał to być gest wobec społeczeństwa obliczony na zyskanie pewnej popularności po brutalnym stłumieniu rozruchów grudniowych na Wybrzeżu. Zdecydowany sprzeciw rządu RP wywołała planowana wśród emigrantów zbiórka na odbudowę Zamku. Władze na emigracji nie miały pewności, czy zgromadzone fundusze zostaną rzeczywiście przeznaczone na deklarowany cel. Ewentualna zbiórka wśród emigrantów uznana została za szkodliwą także z innego powodu: „Naczelnym celem emigracji niepodległościowej – czytamy
w uchwale przyjętej przez Radę Ministrów – jest walka o wolność Kraju. Podejmując zbiórki pieniężne, nawet na najbardziej szlachetne cele, w których zebrane sumy są przekazywane do Kraju via reżim, emigracja pośrednio pomagać będzie tym, którzy pozbawili Naród Polski podstawowych praw wolności człowieka”. Władze na emigracji, odrzucając powojenną rzeczywistość w kraju, nie dopuszczały możliwości jakiejkolwiek formy współdziałania z rządem w Warszawie.
Polityczni konkurenci władz RP na uchodźstwie z Rady Trzech na posiedzeniu 18 lutego postanowili, że nie będą występowali przeciwko zbiórce na odbudowę Zamku, ale też nie będą jej organizowali.
Rządowa „Rzeczpospolita Polska” podkreśliła pryncypialnie, że „pieniędzy na emigracji dla przekazania ich reżimowi zbierać nie można”. Podawano też w wątpliwość wiarygodność deklaracji władz PRL o przeznaczeniu zebranych przez Polonię środków na rekonstrukcję Zamku Królewskiego. W kołach rządowych dominowała nieufność i obawa, że komuniści wykorzystują zebrane przez emigrantów pieniądze na inne cele, „zaś odbudowa Zamku obliczona na szereg lat wciąż może pozostać w sferze obietnic”.
Podobne stanowisko na łamach londyńskiego „Dziennika Polskiego” zajął znany publicysta emigracyjny Janusz Kowalewski. Przypominał, że zbiórka pieniędzy na odbudowę jakiegokolwiek obiektu znajdującego się – jak określił – „na terenie okupowanej Polski” wymaga kontaktu i porozumienia, co najmniej przy przekazywaniu zebranych pieniędzy, z przedstawicielami władz w Warszawie. Podkreślił też, że emigracja polityczna „nie może prowadzić żadnej akcji – nawet w zasadzie słusznej – razem z reżimem. Albowiem wszystko, co w teorii może być słuszne, w praktyce, w warunkach okupacji sowieckiej w Polsce, we współpracy z reżimem okupacyjnym – przekształca się w sprawę niesłuszną, sprzeczną z rozumnie i na daleką metę pojętymi interesami całego narodu polskiego”. Ostrzegał, że przedstawiciele wychodźstwa, przekazując do kraju środki finansowe na odtworzenie Zamku Królewskiego, zwalniają tym samym władze w Warszawie z części wydatków na ten cel. Zaoszczędzone fundusze mogą one przeznaczyć na działalność szpiegowską bądź inne analogiczne wydatki. „Czyli w sumie wychodzi na to – stwierdził Kowalewski – że dając na odbudowę Zamku warszawskiego, dajemy pomoc gospodarczą – i polityczną – ciemiężcom i okupantom Polski”. Publicysta pytał też, czy emigracja ma zbierać fundusze na odbudowę Zamku, by stał się on siedzibą Cyrankiewicza bądź innego komunistycznego dygnitarza: „Cyrankiewicz – odpowiadał sobie Kowalewski – z rozkoszą udawałby »prezydenta Polskiej Republiki Ludowej« w salach odbudowanych na wzór dawnych komnat królów Rzeczypospolitej. Blask historycznej glorii, wielkość dawnego majestatu Polski niepodległej podnosiłaby znaczenie moskiewskiego sługi w oczach przedstawicieli państw obcych”. Kowalewski pouczał „pewnych politycznych analfabetów i niedouków” na emigracji, wśród których zrodził się „nieszczęsny apel” o składanie ofiar na rzecz idei restytucji Zamku, że nie ma „dobrych komunistów”. W emocjonalnym tonie pisał: „My nie wierzymy, że Gierek jest lepszy komunista od Gomułki, bo każdy komunista, dopóki jest komunistą, jest gangsterem i sługą moskiewskiej dyktatury, sołdatem sowieckiego imperializmu”.
Wykładając przy okazji credo „niezłomnych”, zaznaczył, że nie przywiązują oni wagi do ewolucji czy liberalizacji systemu komunistycznego w kraju. Nie interesowało ich zmiękczanie czy ugłaskiwanie „sowieckich gubernatorów” w Polsce, czyli władz PRL. Jakiekolwiek układy, gierki z komunistami Kowalewski uważał za szkodliwe, „bo niosą zamęt do narodu w Kraju i do nas samych”. Stawiając sprawę zasadniczo, publicysta zaznaczył, że celem „niezłomnych” była walka z komunizmem. Dążąc do obalenia władzy komunistów, chcieli, aby ci ostatni opuścili Polskę „razem z sowieckimi sołdatami i ziemię polską zostawili polskiemu narodowi”. Trzeba ocenić, iż ten skądinąd słuszny postulat był jednak przejawem myślenia życzeniowego. Kowalewski i jemu podobni nie potrafili bowiem określić, kiedy i w jaki sposób ich pragnienie miałoby się ziścić.
Analogiczną argumentacją kilkanaście miesięcy później na łamach londyńskich „Wiadomości” posłużył się Józef Mackiewicz. Ten wybitny pisarz i publicysta oraz radykalny antykomunista z aprobatą stwierdził, że absolutna większość wychodźstwa nie poparła zbiórki na odbudowę Zamku Królewskiego. Negatywnie oceniał jednak fakt, że sprawa stała się przedmiotem debat i dyskusji wśród emigrantów. Mackiewicz nie mógł zrozumieć, dlaczego emigranci polityczni, a więc ideowi antykomuniści, mieliby „teraz akurat odbudowywać własnymi środkami zamek królów polskich, ażeby na przeciąg nieokreślonej ilości lat służył ku wygodzie i podniesieniu prestiżu polskiego bolszewizmu”. Skoro Polska – jego zdaniem – znajdowała się pod okupacją sowiecką, to – pytał Mackiewicz – „czy moglibyśmy sobie wyobrazić nasze zabiegi, lub chociażby dyskusje na temat restauracji, całości lub części, np. Wawelu, dopóki rezydował w nim generał-gubernator Frank?”. Sprawa restytucji Zamku była dla niego wyłącznie jednym z licznych „chwytów taktycznych” komunistów, którzy manipulowali sloganami „patriotycznej solidarności” w celu rozbijania wychodźstwa.
Nie wszyscy jednak w „polskim” Londynie podzielali tak pryncypialne stanowisko. Na początku marca 1971 r. redakcja „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” opublikowała odezwę w sprawie odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie podpisaną przez Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii, zrzeszające 56 organizacji oraz Radę Organizacji Kombatanckich. Czytamy w niej, że: „Odbudowa Zamku, symbolu ciągłości naszych dziejów, jest bliska dla każdego Polaka w Kraju i na emigracji”. Sygnatariusze odezwy zapowiadali, że po faktycznym rozpoczęciu prac budowlanych powołają komitet, który zwróci się z apelem do emigrantów o dary pieniężne. Zapewniali, że zostaną one przekazane do kraju w taki sposób, by zostały rzeczywiście użyte na deklarowany cel.
Kilkanaście dni później londyński „Dziennik Polski” „z zadowoleniem” opublikował jednak uchwałę walnego zjazdu Zjednoczenia Polskiego dystansującą się od wcześniejszej odezwy podpisanej m.in. przez… Zjednoczenie Polskie. W przyjętej uchwale przestrzegano emigrantów przed wykorzystaniem przez władze w Warszawie idei odbudowy Zamku Królewskiego do celów propagandowych. Podkreślono również, że obecnie nie ma warunków na przeprowadzenie zbiórki na rzeczony cel, gdyż „kraj nasz pozostaje nadal w zależności od narzuconego mu reżimu komunistycznego”.
W toczącej się w następnych tygodniach i miesiącach dyskusji w sprawie Zamku Królewskiego w Warszawie „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” nagłaśniał przede wszystkim wypowiedzi krytykujące organizowanie przez emigrację zbiórki pieniężnej. Pojawił się również pomysł, by zburzony Zamek odbudowali Niemcy. Redakcja odmówiła natomiast wydrukowania listu dyrektora Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który zachęcał, by emigracja zamanifestowała swoją solidarność z rodakami w kraju i przystąpiła do zbiórki..
W liście do redakcji opublikowanym na łamach londyńskiego „Dziennika Polskiego” lotnik mjr Zenon Kurzempa poparł uchwałę walnego zjazdu Zjednoczenia Polskiego. Natomiast jego wielkie zdziwienie i oburzenie wywołała wcześniejsza odezwa w sprawie odbudowy Zamku Królewskiego. Uznał ją za niezbyt przemyślaną i wywołującą zamieszanie w szeregach emigrantów. W inicjatywie władz PRL dopatrywał się też ukrytych celów. Stawiając sprawę jasno, stwierdził, że na emigracji „nie może być mowy o powoływaniu komitetów, robieniu zbiórek, gdyby nawet były wszczęte prace przy odbudowie Zamku – dopóki Polską rządzi reżim komunistyczny – oparty na czołgach sowieckich! To jest sprawa zasadnicza – podkreślił – a w sprawach zasadniczych żadnych kompromisów być nie może”.
Ze stanowiskiem mjr. Kurzempy polemizował inny czytelnik, który twierdził, że zgoda komunistów na odtworzenie Zamku jest przede wszystkim wynikiem społecznej presji rodaków w kraju. Przekonywał, że „to jest wyraz woli Polaków; społeczeństwa w kraju, gdzie nie ma zbyt wielu okazji do jej przejawiania”. W tej sytuacji apelował o solidarność z narodem. Jak zaznaczył, emigracja nie ma zamiaru zasilać reżimu w kraju pieniędzmi, dlatego uważał, że należy je tak przekazywać, by zostały użyte tylko na odbudowę Zamku. Chcąc zabezpieczyć zebrane przez emigrantów kwoty przed użyciem ich na inne cele, proponował, aby przekazywać je stopniowo, wraz z postępami prac budowlano-wykończeniowych. Jego zdaniem funduszy na odbudowę przede wszystkim powinni jednak dostarczyć Niemcy oraz Związek Sowiecki. Czytelnik „Dziennika Polskiego” podkreślił, że kwestia sumiennej rekonstrukcji Zamku Królewskiego w Warszawie „to sprawa naszej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, a nie przyszłości reżimu, który wieczny nie będzie”.
Autor kolejnego listu wydrukowanego na łamach londyńskiego „Dziennika Polskiego” poparł uchwałę zjazdu Zjednoczenia Polskiego: „Jasne stanowisko organizacji niepodległościowych – stwierdził jednoznacznie – zobowiązuje nas wszystkich”, a wszelkie poprawki wprowadzić mogą tylko zamęt.
Płk Franciszek Szystowski za rzecz naturalną uważał, że Niemcy, którzy podczas II wojny wysadzili Zamek w powietrze i podpalili ruiny, powinni teraz zainicjować jego odbudowę i pokryć jej koszt. Inny czytelnik dodał, że takie rozwiązanie byłoby formą zadośćuczynienia za wyrządzone Polakom krzywdy i szkody, mogłoby się również przyczynić do normalizacji wzajemnych stosunków.
Na łamach londyńskiego „Orła Białego” zbiórkę na Zamek w rymowanej formie wykpił znany emigracyjny poeta i satyryk Marian Hemar:
Polak, jak się rozczuli,
Nie ma takich nonsensów
Na które nie wybuli
Ostatnich paru pensów.
[…………………………….]
Dziś serce się zwraca nam ku
Najpodnioślejszej sprawie:
Ku odbudowie Zamku
Królewskiego w Warszawie!
Niech duo faciunt idem,
Spięci jak zgodnym rymem:
Polonia ze Zbowidem!
Emigracja z reżymem!
[………………………….]
Tylko połączyć kieski
I przemóc wasze intrygi
I ten Zamek Królewski
Odbudujem w try migi!
[………………………….]
Wszyscy w zgodnym szeregu,
W sentymentalnym rozpędzie!
Zaraz, zaraz – kochani –
Jak to w praktyce będzie?
Czy prezes Soboniewski
Z naszym uchodźczym darem
Zjawi się uśmiechnięty
Przed generałem Moczarem
I dłoń ściskając mu jak to
Kombatant kombatantowi
Tu, powie, milion funtów,
Emigracyjny grosz wdowi…?
Czy z „polskim ambasadorem”
Przy Dworze św. Jakóba,
Nasz ambasador Raczyński
Spotka się w knajpie „Chez Luba”
I powie mu: Kolego,
Na cel waszego projektu,
Proszę mi pokwitować –
O, tu gotówka… i czek tu…?
Czy pułkownik Iranek,
W roli szefa kontroli
Do towarzysza Gierka
Powie: Pan premier pozwoli,
Że będzie do was dojeżdżał,
Jako stały kontroler,
Nasz geniusz finansowy,
Kapitan Beno Koller.
I będzie sprawdzał… czy według
Ustalonego skryptu,
Nasze pieniądze nie idą
Na czołgi do Egiptu,
Na żadną jakąś Algerię,
Ani na żaden Wietnamek…
Czy wy je rzeczywiście
Wydajecie na zamek?
[…………………………]
For he’s a jolly good fellow!
Sto lat, sto lat, niech żyje! –
Kto to wszystko wymyślił
I na zlecenie czyje?
Czy jakiś nielada cwaniak
I szelma politruczna?
Czy jakiś wielki cymbał?
Co wzajem się nie wyklucza
Dwugłos w sprawie zbiórki wśród emigrantów na odbudowę Zamku Królewskiego przedstawiła endecka „Myśl Polska”. Zbigniew Stypułkowski, czołowy polityk Stronnictwa Narodowego i przedstawiciel Egzekutywy Zjednoczenia Narodowego w Waszyngtonie, przyznał, że zapowiedziana przez Gierka restytucja Zamku oraz apel do Polaków rozrzuconych w świecie o zbiórkę finansową na ten cel wywołały wśród emigrantów „silne a sprzeczne emocje”. Również Stypułkowskim targały w tych sprawach mieszane uczucia. Nie miał wątpliwości, że Zamek powinien być odtworzony, że leży to w interesie narodowym. Przeciwny był jednak organizowaniu zbiórki na ten cel wśród emigrantów, a zwłaszcza przekazywaniu zebranych funduszy do dyspozycji władz PRL. Kierowała nim nieufność co do rzeczywistych intencji i celów komunistów. Ostrzegał emigrantów przed taktycznymi manewrami i frazesami patriotycznymi płynącymi z Warszawy. Jak podkreślił: „Kumanie się z narzuconym Polsce przez obcą przemoc rządem – nie może leżeć w interesie narodowym”. Solidaryzując się z marcową uchwałą Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, apelował o szukanie rozwiązania, które najlepiej służy sprawie polskiej. Według Stypułkowskiego emigracja powinna zabiegać o pomoc ze strony Zachodu w przeprowadzeniu pełnej rekonstrukcji Zamku. Dodał, że takie rozwiązanie miałoby również ważkie znaczenie moralne.
Ze Stypułkowskim polemizował Jędrzej Giertych, niezwykle płodny publicysta polityczny związany z ruchem narodowym, organizacyjnie od lat pozostający jednak poza Stronnictwem Narodowym. Choć pomoc międzynarodową przy operacji odtworzenia Zamku Królewskiego Giertych uważał za zasadną, to jednak w jego przekonaniu główny ciężar wcielenia tak wielkiego dzieła w czyn siłą rzeczy spoczywać musiał na budżecie państwa. Swoją rolę odegrać miały również obywatelskie komitety zbierające fundusze na Zamek, działające zarówno w kraju, jak i na emigracji. Wpłaty dokonywane przez obywateli Polski Ludowej były według Giertycha rodzajem manifestacji patriotycznej i formą społecznego nacisku na rządzących. Świadczyły, że opinia publiczna życzy sobie przywrócenia Zamku do życia. Gdy strumień składek ustanie – argumentował – będzie to oznaką, że Polacy w kraju przestali się tą kwestią interesować. Wbrew opinii Stypułkowskiego i innych emigrantów Giertych nie uważał, by pozyskiwanie przez emigrantów środków finansowych na wspomniany cel było działaniem na rzecz władz PRL. Przekonywał, że jest wręcz odwrotnie. Według niego działające na emigracji czy wśród Polonii komitety zbiórki wyrażały dążenia społeczeństwa w kraju, a nie władz Polski Ludowej. Na drażliwe dla emigrantów pytanie, komu wpłacać zebrane pieniądze, Giertych odpowiadał: „Nie budujmy obłudnie parawanu pozorów osłaniającego nie dającą się ukryć rzeczywistość. Zdrowy rozsądek powiada, że trzeba je wpłacać czynnikom, którym reżim odbudowę zamku powierzy, to znaczy w pewnej formie trzeba wpłacać reżimowi. Jest zdrowiej i uczciwiej przyznać to otwarcie”. Głos endeckiego realisty nie zdobył jednak szerszego uznania i poparcia wśród emigrantów, zwłaszcza w „polskim” Londynie.
Na polityczne (i ekonomiczne) korzyści, które ekipie Gierka przyniosła zapowiedź odbudowy Zamku Królewskiego, w marcowym numerze paryskiego miesięcznika „Polska w Europie”, wydawanego przez Związek Polskich Federalistów, uwagę zwracał jego redaktor naczelny Jerzy Jankowski. Zarzucając emigrantom naiwność polityczną („Polacy za granicą dadzą się zawsze nabrać na »patriotyczną« zagrywkę”), pisał z ironią: „W górę serca! Polacy za granicą wiedzą już czym się mają zająć i na co zbierać pieniądze: będą odbudowywać Zamek Królewski w Warszawie!”. Jego zdaniem emigracja powinna raczej skoncentrować się na organizowaniu pomocy dla rodzin zabitych podczas niedawnych strajków w Gdańsku, Gdyni czy Szczecinie. Według Jankowskiego Gierek, zapowiadając przywrócenie Zamku społeczeństwu, pokazał swojemu potencjalnemu rywalowi, byłemu ministrowi spraw wewnętrznych gen. Mieczysławowi Moczarowi, że ten nie posiada monopolu na „patriotyzm”, a odcinając się od sprzeciwów Władysława Gomułki, „pogłaskał społeczeństwo i uczynił pański gest”. Sprawa Zamku stworzyła też nową platformę dla „patriotycznych” kontaktów wychodźstwa z peerelowskimi placówkami dyplomatycznymi, zwłaszcza gdy zdezaktualizowała się walka o uznanie granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Władze w Warszawie mogły również liczyć na dopływ dewiz. „To jest zagranie polityczne, przed którym trzeba zdjąć czapkę” – stwierdził z przekąsem Jankowski. Dodał, że nikt nie zadał sobie trudu poinformowania Polaków poza krajem, jakie są konkretne plany organizacyjno-projektowe, harmonogram, kto będzie realizował cały plan, kiedy prace in situ się rozpoczną, ile będą kosztowały, wreszcie jakie będzie przeznaczenie gmachu: „W sumie: nic konkretnego nie wiemy o odbudowie Zamku, poza tym, że mamy dawać pieniądze – dużo i zaraz! Resztę załatwi za nas Partia. Nie musimy się martwić”. Jankowski skrytykował też lutowe oświadczenie Zarządu Wykonawczego Kongresu Polonii Amerykańskiej wzywające do poparcia inicjatywy przekazywania datków na rzecz przywrócenia społeczeństwu Zamku Królewskiego. Największej polonijnej organizacji zarzucił, że z entuzjazmem poparła operację polityczną I sekretarza KC PZPR: „Jeżeli już koniecznie chcecie zbierać na odbudowę Zamku – stwierdził – to chowajcie pieniądze w swoich kasach, przynajmniej tak długo, aż się czegoś konkretnego o tej odbudowie dowiecie. […] Nie spieszcie się z zasilaniem kasy partyjnej!”. Zaczepił też Rozgłośnię Polską Radia Wolna Europa, która również apelowała do emigrantów o akces do tytułowej inicjatywy.
Mieszkający nad Tamizą Juliusz Mieroszewski, główny publicysta polityczny „Kultury” paryskiej, zaznaczył, że przywrócenie do życia Zamku Królewskiego jest „typowym projektem »zjednoczeniowym«”. Mieroszewski wyjaśniał, że żaden Polak w kraju ani za granicą nie sprzeciwia się tej idei, a „Warszawa bez Zamku – dodał – nie jest w pełni Warszawą”. W imieniu redakcji „Kultury” oświadczył jednak, że Zamek Królewski powinni wskrzesić ci, którzy wysadzili go w powietrze, czyli Niemcy. Publicysta podkreślił, że zburzenie tego zabytku nie miało nic wspólnego z operacjami wojskowymi, było przykładem barbarzyństwa i wandalizmu Trzeciej Rzeszy. Przekonywał, że za szkody wyrządzone podczas II wojny przez hitlerowców odpowiadają zarówno RFN, jak i NRD .
Jerzy Giedroyć w liście do Mieroszewskiego z 13 kwietnia 1971 r. uznał, że „Kultura” jednak „zbyt łagodnie” potraktowała sprawę Zamku. Nieufnie podchodząc do deklaracji władz PRL, stwierdził: „Ta dywersja okazała się znacznie ważniejsza, niż można by było się spodziewać”. Jego opinię podzielał Mieroszewski, dodając enigmatycznie, że kiedy pisał swoją notatkę do „Kultury”: „nie mieliśmy ani ja, ani Pan tych informacji, jakie dziś są dostępne”.
Chcąc się nieco zdystansować od sprawy Zamku, Giedroyć w czerwcowym numerze „Kultury” opublikował artykuł podważający sens odbudowy, a właściwie budowy Zamku na nowo. Autor artykułu Jerzy Szeptycki, polski architekt mieszkający w Kalifornii, pod pseudonimem Bogdan Adamski twierdził, że rekonstrukcja całkowicie zburzonego Zamku Królewskiego byłaby przykładem produkcji „falsyfikatów zabytków architektury”. Zamek zbudowany od podstaw będzie w rzeczywistości „kolosalną makietą dawnej budowli”. Przekonywał, że Zamek jako budowla nie przedstawiał żadnych wartości architektonicznych, a jego odtworzenie pochłonie setki milionów złotych, które należało raczej wydać na budowę tak potrzebnych nowych mieszkań. Planowaną inwestycję przyrównał do zachcianki sentymentalnego milionera .
Jeśli wielu „niezłomnych” emigrantów sprzeciwiało się zbiórce na Zamek Królewski, a zwłaszcza przekazaniu pieniędzy do dyspozycji władz PRL, to sama krytyka projektu jego odbudowy miała jednak odosobniony charakter. W liście do redakcji „Kultury” wystąpienie Adamskiego (Szeptyckiego) skrytykował Adam Ochocki. Zapewniał, że nie część polskiego społeczeństwa, ale zdecydowana większość Polaków w kraju i za granicą popiera plan podźwignięcia Zamku Królewskiego z ruin. Dodał też, że nie został on całkowicie zniszczony (zachowały się mury i sklepienia piwnic oraz biblioteka), a w przyszłości będzie przynosił dochód jako atrakcja turystyczna. W ten sposób miała się zwrócić olbrzymia suma wydana na jego rekonstrukcję .
Głos w sprawie zabrała również bezpośrednio redakcja „Kultury”, co zdarzało się niezmiernie rzadko. W ocenie Jerzego Giedroycia spór, czy należy odtwarzać Zamek, czy nie, czy to będzie odbudowa, czy falsyfikat, był w istocie nieistotny, tym bardziej że praktycznie nikt nie kwestionował potrzeby takiego przedsięwzięcia. Redakcja paryskiego miesięcznika obawiała się jednak, by odbudowa Zamku nie stała się dla władz PRL użytecznym manewrem propagandowo-dywersyjnym obliczonym na pozyskanie emigracji oraz inteligencji w kraju. Krytykując „histerię zamkową”, która ogarnęła znaczną część emigracji i środowisk polonijnych, „Kultura” wytykała im wstrzemięźliwość w odniesieniu do krwawych wydarzeń na Wybrzeżu. Różnica w podejściu do obu spraw widoczna była w dysonansie pomiędzy rezultatem zbiórki na pomoc ofiarom masakry grudniowej a skalą zebranych darów przeznaczonych na odbudowę Zamku.
W oświadczeniu wydrukowanym na łamach „Kultury” z żalem stwierdzono: „Nie łudźmy się: zajmowanie się robotnikami na Wybrzeżu może grozić trudnościami w dostaniu wizy do PRL, w interesach etc. Demonstracje na rzecz zamku wręcz przeciwnie. Lepiej więc brać na serio relacje »Trybuny Ludu« o entuzjazmie społeczeństwa polskiego i za pastorałem biskupim nie widzieć np. tow. Kępy”.
Kwestia odbudowy Zamku Warszawskiego wciąż wywoływała żywiołowe dyskusje i gorące spory wśród emigrantów. Ich świadectwem jest polemika Protazego z Gerwazym opublikowany przez Wojciecha Wasiutyńskiego, znanego publicystę i działacza Stronnictwa Narodowego mieszkającego w Nowym Jorku. Jak zapewniał autor, była ona wiernym odtworzeniem dialogu między dwoma Polakami, którego Wasiutyński był biernym świadkiem. Protazy, który był na odczycie prof. Lorentza w Nowym Jorku, przekonywał, że obowiązkiem emigrantów jest wziąć w tytułowej inicjatywie jak największy udział. Gerwazy wietrzył w tym podstęp ze strony władz PRL. „Komunistów – replikował – nic to nie będzie kosztować, ludzie dadzą pieniądze i zamiast mieszkań, których brak degeneruje życie społeczne, będzie jeszcze jeden oficjalny budynek z muzeum przedstawiającym komunistyczną wersję historii Polski i salami, gdzie namiestnik z ramienia Moskwy przyjmować będzie ambasadorów”. W ocenie Protazego miliony Polaków uważały jednak, że przywrócenie Zamku jest ich dziełem, jest aktem antykomunistycznym, niepodległościowym, dlatego emigracja musi w nim wziąć udział. Gerwazy argumentował, że to tylko złudzenie. O przeznaczeniu budynku decydować będą komuniści, a nie społeczeństwo. Protazy odpowiadał, że to nie jest ważne, gdyż „Zamek zostanie, komuniści się skończą. Nowe pokolenia na Zamku uczyć się będą przeszłości narodowej”. Gerwazy obawiał się, że „Gierek pozwoli odbudować Zamek w Warszawie i lud uwierzy, że odniósł wielki tryumf nad komuną, że już ma z powrotem niepodległość”. Protazy dowodził, że „nawet jeśli obudzą się w ludziach przesadne nadzieje czy złudzenia, to jest lepiej, żeby mieli swój mały tryumf w postaci zmuszenia rządu do zgody na odbudowę Zamku”. Gerwazy obawiał się też, że dolary zebrane przez emigrantów nie zostaną zużyte na wskazany z góry cel, ale na propagandę komunistyczną na Zachodzie lub działalność wywiadu. Protazy tłumaczył z kolei, że pieniędzy nie należy oczywiście przekazywać peerelowskim konsulatom, ale przeznaczać na ściśle określony cel. Przy czym warto zauważyć, iż kontrowersje wokół tytułowego projektu przypominały spór romantyków z realistami. U jednych ów plan wywoływał nadzieję i entuzjazm, inni trwali w nieufności, obawiając się podstępu ze strony komunistów.
Już w lutym 1971 r. Kongres Polonii Amerykańskiej uznał odbudowę Zamku Królewskiego w Warszawie za realizację dążeń polskiego społeczeństwa. Zapowiedziano też powołanie komitetu zbiórki. Stanowisko Zarządu Wykonawczego KPA skrytykowały jednak władze Stowarzyszenia Polskich Kombatantów i Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej. Choć kombatanci i weterani z radością przyjęli zapowiedź drobiazgowego odtworzenia Zamku Królewskiego, byli wszelako zdecydowanie przeciwni ogłaszaniu akcji zbierania datków wśród Polonii amerykańskiej. Spory w środowisku polonijnym sprawiły, że komitet honorowy zbiórki pod patronatem KPA powstał dopiero na początku czerwca 1971 r. Mizerne były również wyniki całego przedsięwzięcia. Do połowy listopada 1971 r. na konto komitetu wpłynęło zaledwie 425 dolarów. Dwa lata później zebrano nieco ponad 9,5 tys. dolarów. Gdy w połowie 1976 r. Polsko-Amerykański Komitet Odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie zakończył działalność, na jego koncie było jedynie niecałe 13,5 tys. dolarów.
W środowisku emigracyjnym za zbiórką na cel pieczołowitej rekonstrukcji Zamku Warszawskiego z zachowaniem autentycznych reliktów opowiedziała się przede wszystkim Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa. W apelu do emigrantów podkreślono, że przez ponad ćwierć wieku komuniści traktowali Zamek jako wrogi sobie symbol. Pod wpływem presji społecznej ekipa Gierka zgodziła się na jego przywrócenie: „Czy może zabraknąć w tym dziele emigracji niepodległościowej? – pytano retorycznie. Pod apelem podpisało się 122 pracowników monachijskiej rozgłośni, którzy zebrali na wspomniany cel blisko tysiąc dolarów. Drugie tyle dołożyło amerykańskie kierownictwo rozgłośni. Pieniądze wpłacono na konto powstałego w Chicago z inicjatywy Kongresu Polonii Amerykańskiej Komitetu Zbiórki na Odbudowę Zamku Królewskiego w Warszawie.
Dziennikarka RWE Aleksandra Stypułkowska na falach monachijskiej rozgłośni zaznaczyła, iż Zamek zyskał status narodowego symbolu, symbolu niepodległości, a zapowiedź jego odtworzenia zmobilizowała społeczeństwo w kraju. Krytykując w nieco zawoalowany sposób postawę emigrantów, stwierdziła: „Rzecz jest zbyt wielka. Przerasta karzełków, którzy chcieliby zbić kapitał polityczny na narodowym dziele, jakim jest odbudowa Zamku Królewskiego w Warszawie”.
Z przeciwnikami akcji zbiórkowej wśród emigrantów w majowym numerze „Na Antenie” polemizował dyrektor Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa Jan Nowak-Jeziorański. Jego opór wywołał zwłaszcza artykuł Janusza Kowalewskiego na łamach londyńskiego „Dziennika Polskiego”. W audycji nadanej przez Radio Wolna Europa Nowak-Jeziorański poglądy Kowalewskiego i jemu podobnych (wymienił również z nazwiska Jerzego Jankowskiego, redaktora pisma „Polska w Europie”) uznał za absurdalne. Jak stwierdził: „Wychodząc pozornie z założenia skrajnego antykomunizmu, w rzeczywistości ułatwiają one przeciwnikowi kopanie przepaści między krajem a emigracją. Są wodą na młyn dla propagandy partyjnej, która od ćwierćwiecza bezskutecznie usiłuje zdyskredytować niepodległościową emigrację w oczach kraju”. Przeciwnikom emigracyjnej zbiórki na Zamek wytknął, iż poparcie udzielone idei historycznie zorientowanej rekonstrukcji gmachu uznali za równoznaczne z poparciem dla Gierka. Zarzucał Kowalewskiemu, że utracił zdolność rozróżniania między aspiracjami i dążeniami narodu a narzuconymi mu siłą rządami. Wyraźnie drażnił go także emocjonalny ton i skrajnie antykomunistyczna retoryka autora wspomnianego artykułu. Dyrektor Rozgłośni Polskiej RWE zdecydowanie nie zgadzał się z tymi, którzy twierdzili, że nie ma warunków do zbierania datków pieniężnych wśród emigrantów, ponieważ nie ma gwarancji, że zostaną one użyte zgodnie ze swym przeznaczeniem. Równocześnie sam odżegnywał się od akcji zbiórkowej organizowanej przez ambasady i konsulaty PRL oraz ich agentury. Przekonywał, że rzetelnie odtworzony Zamek będzie ważnym symbolem narodowego dziedzictwa, integrującym i jednoczącym społeczeństwo. Patrząc na sprawę w dłuższej perspektywie czasowej, dodał: „Przeminie Gierek, przeminie Moczar, jak minął Paskiewicz, Hurko, Berg i inni znienawidzeni rezydenci Królewskiego Zamku. Pozostanie Polska”. Stawiając sobie za cel podtrzymywanie kontaktu z rodakami w kraju, deklarował: „W tym waszym wysiłku – odbudowy dla lepszej przyszłości – chcemy być z wami. Aby nasze i wasze serca biły zgodnym rytmem”.
Redakcja „Na Antenie” zachęcała czytelników do dyskusji w sprawie zbiórki na przytoczony cel. W następnych miesiącach na ten temat opublikowano jednak zaledwie dwa listy czytelników. Romuald Wernik z Londynu podzielał obawy Kowalewskiego, sugerując, iż emigranci nie mają żadnych gwarancji, że uzbierane przez nich fundusze nie zostaną przeznaczone np. na pomoc dla Wietnamu Północnego. Równolegle zgadzał się z argumentami Nowaka, że emigracja powinna poprzeć akcję finansową na rzecz projektu: „Nie ulega wątpliwości, że odbudowa jest konieczna, a że odbywać się będzie pod egidą niestrawnego dla nas ustroju jest sprawą drugorzędną. Ustroje się zmieniają, a Zamek stał kilkaset lat”. Proponował, aby zebrane przez emigrantów aktywa zostały złożone na specjalnym koncie zagranicznym, z przeznaczeniem na zakup niezbędnych materiałów, do dyspozycji np. dyrektora Muzeum Narodowego prof. Lorentza. Czytelnik z Nowego Jorku, wypowiadający się w imieniu grupy osób z „nowej emigracji”, stwierdził, że sprawa odbudowy Zamku jest kwestią niezwykle doniosłą. Uważał jednak, że akcja Polonii powinna polegać na pomocy „usługowej i rzeczowej, a nie dolarowej”. Podobnie jak wielu emigrantów obawiał się, że: „Dolary pójdą na cele niezgodne z wolą i interesem narodu polskiego. Natomiast pomoc rzeczowa bardziej wiąże merytorycznie i emocjonalnie z tym, co symbolizuje Zamek”.
Choć większość emigracyjnych elit zajęła krytyczne stanowisko w sprawie zbiórki pieniędzy na tytułowy cel, to jednak warto podkreślić, iż w pierwszej połowie lat 70. na całym świecie działało ponad 70 komitetów i organizacji polonijnych wspierających ową inicjatywę, najwięcej w Stanach Zjednoczonych, Australii, we Francji i w Kanadzie.
Autor : prof. dr hab. Krzysztof Tarka
Przedruk za zgodą autora za : „Kronika Zamkowa – Roczniki”, nr 3 (69)/2016